Na początku wyjaśnijmy pojęcie, które występuje w tytule posta (nie każdy jest bowiem specjalistą ds. nowoczesnych pierdolców).
Odpieluszkowe Zapalenie Mózgu (OZM) jest chorobą przewlekłą, występującą u kobiet mających dzieci (najczęściej małe). Objawia się słowotokiem na tematy związane z opieką nad dzieckiem, jego rozwojem, wyglądem oraz fizjologią. Cechą wspólną chorych jest fiksacja na potomku przy jednoczesnym zaniedbaniu dotychczasowych zainteresowań i aktywności. Badacze nie odnotowują przypadków OZM wśród męskiej części populacji.
Czasem mówi sie, że psychologowie to ludzie, którzy zajmują się leczeniem i badaniem nieistniejących chorób – jako że OZM nie występuje w klasyfikacji chorób ICD-10, czuję się więc zobowiązana do tego, aby zgłębić temat. Czemu jest tak, że niektóre matki wrzucają na Instagram zdjęcia z treningów, podbojów odległych kontynentów, kończą kolejne studia, podczas gdy u innych na tablicach pojawiają się wyłącznie zdjęcia dzieci i informacje o tym, co dziś dziecię zjadło na śniadanie lub jaką kupę zrobiło?
Pierwszą nasuwającą się odpowiedzią jest to, że dla niektótych ludzkich samic macierzyństwo jest jedynym (lub prawie jedynym i do tego absolutnie najważniejszym) celem w życiu. Jest to – wg mojej nowatorskiej klasyfikacji – OZM pierwotny. W Polsce (bo mówimy o naszej Ojczyźnie) żyje niemała ilość kobiet, które nie mają innych aspiracji poza macierzyństwem – bo tak są wychowywane. Przekaz, jakoby jedyną misją kobiety było wyjście za mąż, a następnie urodzenie i wychowanie dzieci, jest wciąż żywy w wielu rodzinach. Żeby było jasne: nic nam do wyborów innych ludzi – jeśli ktoś czuje się w takim układzie szczęśliwy (ale tak naprawdę szczęśliwy), to super. Jeżeli jednak jest to realizowanie czyjegoś pomysłu na moje życie – potrzebna byłaby pomoc kogoś z zewnątrz. Nie wykluczając psychoterapeuty.
Jednak nie każda ofiara tego strasznego choróbska od dzieciństwa marzyła jedynie o tym, by pewnego dnia z dumą pchać przed sobą wózek z dzieckiem. Wielu kobietom nie brak przecież aspiracji – tych zawodowych, związanych z działalnościa hobbystyczną, życiem towarzyskim, sportem. W pewnym momencie coś jednak „pęka” i wykształcona kobieta, która marzyła o podróży z placakiem wokół Chile, zaczyna śnić jedynie o zdobyciu jak największej ilości naklejek na Świeżaki, a głównym tematem rozmów nie jest już poecja Zagajewskiego, lecz przyrost masy ciała syna lub córki. Matka z OZM (często nazywana „madką”) jest wdzięcznym obiektem drwin – w końcu profil na Fb „Spotted: madka” ma obecnie 154 017 polubień. Madki-idiotki, madki-kretynki, madki-kobiety porażki, bo nie udalo im się pogodzić macierzyństwa z karierą, samorozwojem, trzepaniem grubego hajsu w korpo lub – w wersji hipserskiej – we własnym start-upie. Zamiast tego tkwią w stop-downie.
Odpieluszkowe zapalenie mózgu typu wtórnego nie jest jednak czymś, co bierze się wyłącznie z nagłego „skoku hormonów”, odklejenia na puncie dziecka, rozlazłości czy zaniedbania. Często jest rezultatem klatkowego chowu matek (madek). Już kobieta w prenatalnym studium macierzyństwa, czyli ciężarna, doświadcza tego, że społeczeństwo jej nie chce, nie potrzebuje, obawia się roszczeniowej postawy. Pracodawcy na ogół nie pieją z zachwytu, gdy młoda kobieta informuje o ciąży (nawet jeśli deklaratywnie jest prolajfowcem), partner czy znajomi lekceważą jej uzasadnione pretensje czy po prostu gorszy humor, bo wiadomo – hormony ryją mózg. Mąż nigdy nie miał zadanego pytania, jak pogodzi obowiązki ojca z obowiązkami pracownika, społecznika, studenta podyplomowego; ja – wielokrotnie spotkałam się z „troską”, ale przecież przemoc przeważnie nosi maskę opiekuńczości. Kiedy zaś dziecko pojawi się na świecie, młoda kobieta może i bardzo by chciała wrócić do pełnowymiarowej aktywności zawodowej i bycia w świecie, ale… nie ma z kim zostawić dziecka. Żłobków i przedszkoli brakuje, mężczyzna,który dziecko spłodził, ma jedynie 2 tygodnie urlopu tacierzyńskiego, opiekunka kosztuje, a babcia i dziadek często jeszcze pracują zawodowo/chorują/ mieszkają daleko. Społecznej izolacji młodych matek i zapadnięciu przez nie na OZM mogłoby przeciwdziałać spotkanie z ziomeczkami w knajpie i rozmowa o sprawach ludzi dorosłych, ale… jak nakarmić dziecko, by nie zostać skarconą za „wywalanie cyca”, kiedy w danym lokalu nie ma przewijaka? Pozornie błahe dylematy urastają więc do rangi życiowych problemów, a frustracja narasta. Przekierowanie całej uwagi na dziecko staje się niekiedy po prostu przystosowawczym mechanizmem obronnym. Madka, której nie chce słuchać ani oglądać świat, zamyka się więc w przytulnym, choć dusznym pokoiku dziecięcym. Czasem na rok. Czasem na dwa. A czasem – na całe życie. Skrajni konserwatyści wyciągają wiec naprędce wniosek: zwyciężyła kobieca natura, zatryumfował instynkt macierzyński. Nie, drodzy przyjaciele z tej prawej strony – to nie instynkt macierzyński. To instynkt przetrwania. Każdy przecież próbuje nadać swojemu życiu sens – jeśli matka zostaje „madką” dlatego, że patriarchalne społeczeństwo zamknęło jej drzwi do czegokolwiek innego, to konsekwencje takiej realcji dla obu stron są na ogół opłakane – depresja poporodowa, relacje uwikłane, problemy separacyjne to tylko niektóre z nich.
Matka-Polka, jak widać, musi trochę pocierpieć. Ks. Tischner wprawdzie kiedyś napisał, że cierpienie wcale nie uszlachetnia. Ale przecież nie zaszkodzi spróbować.
Rafał Krysztofczyk
Hi, hi, ale fajne.
Andrzej
Bardzo interesujące
Fioletowy Pingwin
Ja jestem wśród loży szyderców kpiących z takich kobiet. Sama jestem kobietą, ale mam ambicje, a nawet ich sporo, dzięki temu dużo osiągnęłam zawodowo, i z każdym dniem idę coraz dalej. Mam wiele pasji, sport, komponowanie neoklasyki fortepianowej, czytanie książek między wieloma innymi.
Nie imponują mi kobiety, dla których funkcja rozrodcza jest najważniejsza w ich życiu. Takie OZM to tylko świadectwo nieporadności, głupoty, braku ambicji i radzenia sobie z własną psychika zdominowaną przez hormony. Poza tym, bądźmy szczerzy – są matki, które wrzucają na portal tylko to, jak rośnie dziecko czy co zjadło, a jednocześnie oczekują że wszyscy będą zainteresowani zarówno tym, jak i faktem, jaką kupę gowniątko zrobiło. Same są często zaniedbane, wyglądają jak ofiary losu i własnej otyłości, a jednocześnie nie potrafią odstawić dziecka na 10 minut i pójść pod prysznic. To nie jest przyjemne, przyjść do koleżanki która kiedyś była normalna, i stwierdzić że śmierdzi gorzej niż bezdomny. Taki bezdomny nie ma prysznica, ona owszem. Jednak nie poszła tam, mimo że dzieciuch na nią narzygal, dotykała jego odchodów i co gorsza – jeśli co gorsza karmi piersią, to jest oblepiona płynami ustrojowymi takimi jak mleko (zaschłe i przegniłe ludzkie mleko śmierdzi okrutnie). Co gorsza, jeśli ma jeszcze krwawienie poporodowe bo nie miała cesarki (podczas cesarki można zażądać łyżeczkowania macicy, mądrzejsze kobiety to robią i od razu wracają na hormony żeby nie mieć okresu). To to samo co mieć okres, tylko gorszy, bo ogromny. Niezależnie czy to krew poporodowa, czy miesiączka, to śmierdzi. Jak można się wtedy nie umyć? Ja jeśli kiedykolwiek miałabym okres to bym używała przy okazji bidetu kilka razy dziennie. Mam trzy bidety w domu, po jednym w każdej łazience. Nie wyobrażam sobie używać podpasek bo wtedy jest się cały czas pobrudzonym krwią, tampony są o wiele bardziej higieniczne. Ale nie miesiączkuję. Dlaczego? Bo biorę tabletki antykoncepcyjne bez przerw. I tak jest najlepiej, bo te przerwy zostały wymyślone przez twórcę tabletki – katolika, aby kobiety czasem nie przestały cierpieć. Straszne, ale prawdziwe.
Natomiast madka Polka cierpiętnica nie myje się, śmierdzi od niej okrutnie, i ja mam się z nią spotykać? Wolne żarty. Nie ma dla mnie takiej opcji by z tak zaniedbaną jednostką się spotkać.
Natomiast sama fizjologia porodu, karmienia piersią itp nie jest zbyt piękna. Znam kobiety co rodziły przez cesarkę, sama też bym tak zrobiła, żeby uniknąć fizjologii porodu. Najgorsze są kobiety otwarcie opowiadające o swoim porodzie. Kosmos.
Mieszkam już daleko od Polski od wielu lat, głównie ze względów rodzinnych. Moja Mama Nie jest Polką, mój Tata to Polak.
Przyznam, że moje wychowanie było zupełnie inne. I to widać, że polskie wychowanie różni się mocno od np. Portugalskiego, choćby ze względu na procent kobiet na tabletkach antykoncepcyjnych. Otóż, wyobraź sobie, ze niecale 14% Polek bierze tabletki hormonalne, a w Portugalii jest to 70% kobiet. Oczywiście do statystyk wzięto jedynie kobiety w wieku produkcyjnym. Litości. Skąd się bierze taki brak świadomości kobiet z Polski?
Mam wrażenie że to wszystko wina zahukania i złego wychowania. Jeśli wspomnisz w polskim Internecie że polecasz zażywanie tabletek antykoncepcyjnych bez przerw aby uniknąć miesiączki, zleci się stado głupich bab nieposiadających argumentów, które na ciebie naskoczą. Tak, dokładnie. Wariactwo i ciemnota. Natomiast w Portugalii jest normalna rozmowa.
Inna sprawa, że kobiety w Polsce mają niski poziom kultury jako taki. Żenowało mnie to zawsze, zwłaszcza widząc wycieczkę Polaków za granicą. Wstyd!
.
SzaryStwór
Twoja wypowiedź jest tak negatywnie nacechowana, że tekst o niskim poziomie kultury jest wręcz kuriozalny. Żeby uzupełnić stan Twojej wiedzy uświadomię Cię, że w trakcie zażywania antykoncepcji nie występuje okres 🙂 Jeszcze nie spotkałam matki, która by się nie myła ale napewno mieszkając za granicą od wielu lat, jak często spotykasz te matki Polki, które śmierdzą? Jako kobieta, która nigdy nie rodziła pewnie bym zwróciła uwagę na te nieradzące sobie biedne kobiety po ciąży, być może po prostu obracam się w innym towarzystwie.