Parę dni temu, bo dokładnie 17. maja, obchodziliśmy Światowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii. Data ta nie została wybrana przypadkowo – otóż 17. maja 1990 roku homoseksualizm został wykreślony z Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób. Od strony medycznej więc homoseksualizm został uznany za normę – nie można od tej pory, będąc uczciwym lekarzem czy psychologiem, „leczyć” homoseksualizmu.
I my, katolicka wspólnota, mamy z tym faktem niemały problem.
Znajdujemy się w sytuacji dysonansu – z jednej strony, lekarze i psycholodzy mówią, że homoseksualizm jest po prostu rodzajem orientacji seksualnej, która w niczym nie jest „gorsza” od bycia hetero. Z drugiej – Kościół naucza, że akty (czyli seks) homoseksualne są grzechem – i to jednym z tych, które nazywa się „wołającymi o pomstę do nieba”. Jednocześnie, coraz więcej osób homoseksualnych decyduje się na coming-out – wiele takich osób nie chce już żyć w ukryciu. To sprawia, że wielu z nas zna jakiegoś geja, lesbijkę czy osobę biseksualną osobiście – i nierzadko darzymy te osoby zwykłą, ludzką sympatią. Jak zatem się z tym zagadnieniem „ułożyć”, jak być wiernym nauce Kościoła, ale jednocześnie nie zamykać się na to, co mówi współczesna nauka…?
Sądzę, że błędem popełnianym przez ogromną liczbę katolików, jest podważanie ustaleń WHO. Mnóstwo wierzących osób ten konflikt „rozwiązuje” w sposób pozornie prosty: twierdzi, że homoseksualizm z listy chorób skreślono za sprawą „gejowskiego lobby”. Że to spisek. Głosowanie było demokratyczne, ale ustawione. Więc bycie gejem czy lesbijką jest po prostu chorobą, której przyczyny tkwią w wychowaniu oraz uleganiu homopropagandzie.
Takim osobom warto przypominać, że Kościół nie zajmuje się diagnozowaniem chorób i określaniem zdrowia. To jest zadanie środowisk medycznych. Papież i biskupi mają za zadanie przekazywać nauczanie moralne, a nie wyrokować, co jest zaburzeniem, a co nie. Zresztą teoria, jakoby homoseksualizm wynikał z posiadania nadopiekuńczej matki i nieobecności ojca, nigdy nie potwierdziła się w badaniach empirycznych. Teorie spiskowe nie powinny zatem rozlewać się po naszych umysłach.
Osoby homoseksualne nie są chore. I nie powinniśmy ich tak traktować. Jak zatem katolik powinien odnosić się do do gejów czy lesbijek? Katechizm stawia sprawę jasno:
„Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi ona trudne doświadczenie. Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji” (KKK, 2358)
Oznacza to, że katolik absolutnie nie powinien być homofobem. O ile pierwszą część tego fragmentu (o moralnym nieuporządkowaniu) wszyscy doskonale znamy, to drugą – wzywającą do delikatności i unikania dyskryminacji – zdarza nam się „przeoczyć”. Tłumaczymy to sobie „sprzeciwem wobec cywilizacji śmierci”, „upominaniem grzeszników” etc. Sądzę jednak, że nie ma w Polsce (a być może i w całej Europie) geja, który nie wie, że zachowania homoseksualne są wg KK grzechem. Często więc stosunek katolików do osób niehetoroseksualnych i ataki na te osoby wynikają po prostu z lęku – przed innym, przed nieznanym, przed tym, że świat po prostu się zmienia – i pewnych tematów nie zamiata się już pod dywan.
Osobom homoseksualnym (czy to z wyboru samotnym, czy żyjącym w związkach), należy się szacunek i tolerancja. Musimy też pamiętać o tym, że Kościół nie wartościuje samej orientacji – ona po prostu istnieje. Za grzech uznawane są wyłącznie homoseksualne akty – jeśli więc ktoś odczuwa pociąg do osób tej samej płci (i nie współżyje), nie popełnia grzechu. Popełnia go natomiast ten, kto homoseksualistom ubliża, miesza ich z błotem, kto – łamiąc VIII Przykazanie – przypisuje im na przykład zapędy pedofilskie. Jeżeli więc pouczamy gejów i lesbijki o konieczności życia w czystości, to tak samo pouczajmy homofobów, którzy ludziom (bo, wbrew poglądom niektórych, są to przede wszystkim ludzie) homoseksualnym niszczą życie.
Zdajemy sobie sprawę, że homoseksualizm nie jest łatwym zagadnieniem – musimy przecież takim osobom powiedzieć, że choć nie są chore, to Kościół wymaga od nich dożywotniej abstynencji seksualnej. Pojawia się tutaj wiele pytań: czemu zatem Bóg pozwala, by niektórzy ludzie stawali przed tak wielką trudnością (zwłaszcza jeśli okaże się ponad wszelką wątpliwość, że orientacja jest uwarunkowana biologicznie)? Co dzieje się po śmierci z gejami i lesbijkami, którzy żyli przez dziesiątki lat w wiernym związku, opartym na szacunku? Jaką drogą powinny podążać osoby nieheteroseksualne, skoro nie mogą ani zawrzeć małżeństwa, ani wstąpić do zakonu czy seminarium?
Nie udaję, że znam odpowiedzi.
sss
Bardzo płytko potraktowany temat. „Traktowanie ze współczuciem” – i choćby tylko to jedno zdanie świadczy o braku spójności tego wpisu.
Marek
Homoseksualizm został skreślony z listy chorób WHO w wyniku debat organizowanych przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, które zakończył się demokratycznym głosowaniem w tej sprawie. Obrady były ustawicznie przerywane przez lobby LGBT, stosowano szantaż emocjonalny na prelegentów. W roku 1970 wykład Irvinga Biebera na temat homoseksualizmu i transseksualizmu został przerwany przez osobę z zewnątrz, w tajemnicy wprowadzoną na spotkanie psychiatrów. Jak opisuje zajście Bayer (1981), naukowiec został m.in. nazwany „matkojebcą”. W roku 1971 APA zdecydowało się na zorganizowanie w czasie Kongresu Psychiatrów Amerykańskich dyskusji panelowej ? nie o homoseksualizmie, a prowadzonej przez homoseksualistów. Jedynym psychiatrą w grupie panelowej był Robert Spitzer, występujący jednak tylko jako moderator dyskusji. Jedynymi kwalifikacjami pozostałych osób do zabierania głosu w dyskusji panelowej był fakt… że są homoseksualistami. Można to porównać z propozycją, by jako eksperta w sprawie porodu kleszczowego na sympozjum ginekologów powołać kobietę która w ten sposób rodziła.
W tym samym czasie grupa postępowych i gejowskich psychiatrów zaangażowała lewicowego aktywistę Franka Kameny’ego i działaczy Gay Liberation Front. Z podrobionymi dokumentami uwierzytelniającymi wdarli się oni na zamknięte spotkanie psychiatrów w czasie Kongresu.
Kameny porwał mikrofon i wygłosił następująca deklarację: „Psychiatria jest wcielonym wrogiem. Psychiatria wypowiedziała bezlitosną wojnę w celu naszej eksterminacji… Odrzucamy was, jako naszych właścicieli. Możecie to uznać za deklarację wojny.” Mimo tej deklaracji kilka godzin później ta sama grupa aktywistów poprowadziła wspomnianą wyżej dyskusję panelową na temat homoseksualizmu.
niewiedzący
A wiec:
1.homoseksualizm został skreślony z listy chorób nie na podstawie naukowych badań
a wskutek głosowania(także korespondencyjnego!) stosunkiem głosów 52:48.
2.istnieje chyba pojęcie normy(chyba nie muszę definiować)
3.patologia to po prostu coś odbiegającego od normy, np człowiek pozbawiony kończyny itd
4.nie jest prawdą,że wszyscy psychiatrzy czy psychologowie,uważają,że homoseksualizm,to „tylko” orientacja,może warto powtórzyć głosowanie???
5.dlaczego brak rzetelnej dyskusji nt częstszego występowania niektórych chorób wśród osób homoseksulanychnp słynnego już aids(niestety,to prawda, najczęściej występuje u nich),albo raka odbytu ?
6.uważam,że KKK trafnie ujął ,jaki winien być stosunek katolika do homoseksualistów
7.dlaczego problem homoseksualny, to głownie problem męski, o kobietach, czyli tzw lesbijkach mało się słyszy
8.”gej” słowo przejęte z angielskiego jest w tłumaczeniu na j.polski raczej określeniem niesympatycznym
9.czy przypadki wyleczenia z homoseksualizmu są tak wiarygodne jak inne „uzdrowienienia”?może jednak nie
10.homofobia, a może homoabominacja?
11.dlaczego mają być narzucane związki homoseksualne ,jak małżeństwa?
I tak można te pytania mnożyć w nieskończoność.A przecież idzie o uczciwą dyskusję i próbę rozwiązania problemu.Myślę,że tolerancja jak najbardziej,ale akceptacja -niekoniecznie.
Kuba
Nieustająco mam wrażenie, że wielu katolików w zakresie homoseksualizmu wyraża się w formule „nie jestem rasistą/antysemitą, ale (…)”. I po tym ale widać właśnie to, o czym napisała autorka, czyli niechęć do osób homoseksualnych. A niechęć to nie jest ani szacunek, ani współczucie, ani delikatność wobec tych osób, które nakazuje Katechizm.
No i to nieustanne obrażanie się na rzeczywistość i podważanie tego, co przez środowiska lekarskie i psychologiczne jest dziś uznawane praktycznie powszechnie, że homoseksualizm nie jest jednostką chorobową, ale po prostu cechą niektórych ludzi. O tym świadczą „demaskatorskie” komentarze Marka i Niewiedzącego, którzy snują swoje dywagacje na temat tego, w jaki sposób świat lekarzy i psychologów uznał, że homoseksualizm nie jest chorobą. To czy było to głosowanie i jak przebiegało nie ma żadnego znaczenia – po prostu taka opinia w świecie zachodnim istnieje i będzie się upowszechniać. Zamiast więc wietrzyć spiski trzeba zastanowić się, jak należy się do tego odnieść, bo żaden z was tego nie zmieni.
I o tym napisała właśnie autorka. Aby zamiast pielęgnować w sobie syndrom oblężonej twierdzy zastanowić się, jak właśnie można okazać ową delikatność i współczucie wobec osób homoseksualnych, nie odchodząc jednocześnie od pryncypiów.
Łukasz
Szkoda, że Autorka, cytując Katechizm Kościoła Katolickiego, wybrała tylko to, co chciała, pomijając na przykład punkt wcześniejszy:
„Tradycja, opierając się na Piśmie świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie, zawsze głosiła, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane” . Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane” (KKK, 2357)
oraz punkt następny:
„Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej”.