Katolwica: Nic tak nie sprawdza wspólnoty, jak doświadczenie kryzysu. Wygląda na to, że właśnie mierzymy się z kryzysem związanym z pandemią. Jak zatem oceniasz „zarządzanie kryzysowe” we wspólnocie Kościoła w obecnej sytuacji?
Jakub Śmietana: Tu chyba muszę rozróżnić wspólnotę Kościoła w Polsce i poza Polską. Jestem pod dużym wrażeniem racjonalności decyzji Kościoła Katolickiego we Włoszech oraz Korei, gdzie wprowadzono dość szybko odpowiednie obostrzenia, które skutecznie mogły zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa Sars-Cov-2. Szczególnie możemy zauważyć to w Korei, gdzie restrykcyjny zakaz sprawowania kultu publicznego, bardzo różni się od podejścia jakie w pierwszej fazie epidemii mieli członkowie Kościoła Jezusa Shincheonji (nie jestem pewien czy jest to poprawne spolszczenie nazwy tej wspólnoty), którzy swojego kultu nie zaprzestali, co doprowadziło do ponad 4000 zachorowań tylko z ich wspólnoty (dla porównania w całej Korei Południowej mamy 7869). Dziś lider tej wspólnoty na kolanach przepraszał za to, do czego doprowadził, o czym można było przeczytać w artykule z BBC (https://www.bbc.com/news/world-asia-51701039). Podobnie we Włoszech bardzo szybko wprowadzono zakaz publicznego sprawowania kultu, tam niestety sprawę zawalili szeregowi obywatele bagatelizujący zagrożenie jakie niesie Covid-19 i nie przestrzegający zasad kwarantanny oraz nie ograniczający kontaktów towarzyskich. Również w sanktuarium w Lourdes podjęto odpowiednie kroki.
Warto spojrzeć też na decyzję krajów Muzułmańskich – Arabia Saudyjska zamknęła granice, zamknęła sanktuarium Al-Kaba i epidemii jak na razie tam nie ma (mają zaledwie 45 przypadków). Irańscy duchowni postanowili wmawiać wiernym, że sanktuarium w Qom jest bezpieczne i stało się jednym z ognisk epidemii.
Im dalej na wschód, tym bardziej widać zaprzeczanie naukowym faktom, co wybrzmiewa w komunikatach Patriarchów Autokefalicznych Kościół Prawosławnych, którzy stwierdzają, że przez kontakt z postaciami Eucharystycznymi nie da się zarazić. Robią to jednak w sposób dość pokrętny.
I tak dochodzimy do Polski, w której niby jakieś działania są podejmowane, jednakże mam wrażenie niewystarczające. Zamiast ostrych i wyraźnych nakazów mamy do czynienia z „zachęcaniem: i „proponowaniem”. Niektórzy biskupi nadal opowiadają o ryzyku jakie niesie ideologia gender, zamiast jednak skupić się na realnym niebezpieczeństwie i chociaż na chwilę odpuścić ten zastępczy temat (do czego też chciałbym wrócić później). Nie ma jasnego komunikatu o tym, że w kościele można się zarazić i to jest problem. Dziś Minister Zdrowia wydał apel o tym, żeby starsi wierni pozostali w domach i przyjęli Komunię Duchową. Minister Zdrowia!
K: Niektórzy katoliccy publicyści (na przykład z portalu Polonia Christiana), a także aktywni na forach katolicy odwołanie mszy nazywają tchórzostwem oraz z nostalgią wspominają czasy, kiedy to lud podczas zarazy gromadził się w świątyniach i modlił o zdrowie. Co sądzisz o takiej formie walki z wirusem?
JŚ: Widać w tym niestety przeogromne braki w ich formacji intelektualnej. Działania podejmowane w dawnych czasach wynikały z ówczesnej wiedzy. Nikt nie wiedział, że istnieją patogeny. Część już zauważała, że transmisja chorób może mieć związek z powietrzem, ale mylnie wiązali to z odorem, co zaowocowało powstaniem charakterystycznego stroju z maską o ptasim dziobie, który to dziób wypełniano ziołami i kwiatami. Ktoś powołał się na Karola Boromeusza i epidemię ospy, z którą walczył. Tyle, że zapomina się, że Karol wprowadził procedury higieniczno-sanitarne dzięki trafnej intuicji, które jemu współcześni wyśmiewali.
Ten rys nieufności wobec nauki rysuje się w Polskim Kościele od dłuższego czasu i obserwuję go z narastającym niepokojem. Zawsze, gdy alarmistycznie o tym mówiłem rodzinie i znajomym to albo sprawę bagatelizowali albo stwierdzali, że to nie przynosi jakiejś wymiernej krzywdy, więc niech sobie robią co chcą. Niestety teraz mamy dowód tego, że przynoszą krzywdę innym.
W tym kryzysie widać też całkowity kryzys formacji teologicznej i modlitewnej wśród wiernych, bo jak widać nie umieją oni skorzystać z bogactwa Kościoła. Mamy chociażby Liturgię Godzin, która jest wprost idealną modlitwą na kwarantannę. W dzisiejszych czasach zdobycie elektronicznej wersji brewiarza w postaci aplikacji to wydatek paru złotych, a sama aplikacja jest prosta w obsłudze, zdecydowanie prostsza niż brewiarz tradycyjny, po którym trzeba „skakać” w poszukiwaniu tekstów.
Modlitwa przede wszystkim ma przemieniać nas, a nie wpływać na rzeczywistość w sposób magiczny. Św. Augustyn słusznie mówił o tym, abyśmy modlili się jakby wszystko zależało od Boga, ale pracowali jakby wszystko zależało od nas. Ta maksyma powinna być koronną w czasie tej epidemii.
K: W swoim liście do Kurii w Poznaniu piszesz o traktowaniu konsekracji jako magicznego, teurgicznego rytuału. Czym dla Ciebie jest to magiczne myślenie o konsekracji?
JŚ: Jest to zjawisko przyjmujące wiele postaci, ale mające jeden korzeń – kompletny brak zrozumienia pojęć teologicznych biorących się z tomistycznego języka filozofii. Ludzie mieszają terminy techniczne filozofii jak substancja z potocznym rozumieniem tych słów. Do tego dochodzi ludowe, nieuformowane rozumienie cudów Eucharystycznych. Przez to ludzie uważają, że transsubstancjacja nie polega na zmianie ontologicznej substancji chleba i wina w Ciało i Krew, tylko, tak mi się zdaję, myślą, że chleb i wino faktycznie stają się fizycznym mięsem i płynem ustrojowym (że to ujmę tak bardzo, bardzo brutalnie, ale i obrazowo). A to jak wiemy, nie ma żadnego umocowania w teologii. Wybrzmiewało to niezwykle często przy dyskusjach o komunikantach bezglutenowych dla osób chorych na celiakię i wybrzmiewa dziś, gdy zaprzecza się obecności patogenów na powierzchni konsekrowanej Hostii. Tak naprawdę nie wiem, jak dokładnie Ci ludzie rozumują, bo przyparci do muru argumentami, po prostu krzyczą o tym, że jestem małej wiary i nie rozumiem. Ale oni nie czują się jak widać w (chrześcijańskim) obowiązku, by mnie, w ich oczach błądzącego, poprawić. Do tego dochodzi magiczne traktowanie Eucharystii jak leku wirusobójczego i zakładanie, że cudowne uzdrowienia muszą następować, bo przecież Chrystus jest lekarzem. Tyle, że wierni zapominają, że Chrystus wielu ludzi nie uzdrowił, szczególnie, gdy odchodził z jakiegoś miejsca, czego mamy świadectwo w Ewangelii, a cuda nie są zjawiskami codziennymi. Widać tu również nieco pogańskie rozumienie łaski uświęcającej i jej zbawczego charakteru, jako czegoś, co ma dodawać szczęścia i benefitów za życia. O ile jeszcze takie rozumienie można wybaczyć antycznym Żydom, którzy nie mieli ani pełni objawienia ani takiej wiedzy jak my dziś, o tyle już nawet na kartach Starego Testamentu, w księdze Hioba widzimy walkę z takim rozumieniem Bożej przychylności. Podejrzewam, że w Polsce to zjawisko wynika z zachłyśnięcia się kulturą protestantów z USA i całkowitą niezdolnością odfiltrowania tych treści przez ludzi. Tam w wielu miejscach króluje właśnie tzw. prosperity gospel, promowane bardzo mocno przez teleewangelistów, które podkreśla, że szczęście w życiu doczesnym i bogactwo to dowód przychylności Boga i łaski, a ich brak – stanu przeciwnego.
K: Możliwe, że wierni obawiają się przyjmowania Komunii na rękę i wierzą w wirusobójcze właściwości Komunii, gdyż nie mają zbyt dogłębnej wiedzy teologicznej. Myślisz, że chodzi o to, czy jest coś jeszcze, co popycha nas w kierunku paraliturgicznej zabobonności?
JŚ: Tak, i tu chciałem wrócić właśnie do wspomnianej wcześniej ideologii gender i innych straszaków, jakimi część księży macha przed oczami wiernych, zazwyczaj ich nie definiując, tak, aby można było do nich wrzucić wszystko. Papież Franciszek, gdy mówi o zagrożeniu płynącym z gender, jasno definiuje o co mu chodzi – o ideologię, która zaprzecza indywidualnym cechom jednostki i chce zrobić z człowieka takiego uniformowego bloba. I to jest jasne zagrożenie, które każdy chyba zauważy. U nas pod gender podpadają osoby homoseksualne, edukacja seksualna, wszystko. Więc niestety to, co ostatnimi czasy próbują robić media czy księża podpierając się Papieżem Franciszkiem w tej kwestii jest nie na miejscu. W mojej osobistej ocenie, całość formacji w Polsce leży, a większość wiernych nie zna tak naprawdę katolickiej doktryny. Były kiedyś takie badania, ale już nie pamiętam kto je przeprowadził, gdzie pytano o katolickie prawdy wiary. Z tego co pamiętam tylko około 10% ludzi było w pełni katolikami nie wyznającymi żadnych herezji, mimo, że wszyscy deklarowali się jako katolicy, a większość też, że ich poziom wiedzy jest bardzo dobry. Część ludzi nie uznawała Trójcy Świętej, część wierzyła w reinkarnację, itd. Przeciętny Polski katolik w swoim umyśle ma zlepek jakiejś nieco zinfantylizowanej katechezy z podstawówki, trochę protestanckich treści z filmów z USA, trochę ezoteryki z ulubionej gazety, trochę swoich „przemyśleń”, ukutych na kanwie trudno powiedzieć czego, i z takim obrazem ma się on chyba dobrze. Nie szuka on realnej katolickiej doktryny, wystarczy mu to co ma. Problemem jest tu mocna emocjonalność wiary, która nie szuka rozumem. Dlatego tak atrakcyjne jest rzucanie się z szabelką na koronawirusa, różańce do granic i inne tego typu inicjatywy – bo są emocje i można pokazać jak bardzo się wierzy. I tu wychodzi właśnie jakie jest poważanie dla nauczania Jana Pawła II w naszym kraju i dla chociażby encykliki Fides et Ratio. Przecież masa ludzi wprost mówi, że nauka i wiara są sprzeczne ze sobą! Toż to herezja, którą wyklęto jeszcze za Tertuliana. I co z tym robią nasi biskupi? Ano, chyba nic. Ostatnim dokumentem, który według mnie był walką o formację wiernych był dekret zakazujący przeprowadzania spowiedzi furtkowej będącej całkowitym wypaczeniem tego sakramentu. Mam wrażenie, że nasi kapłani trochę boją się ruszać tę misterną konstrukcję katopogaństwa, która siedzi w umysłach wiernych, bo nie wiedzą, co może z tego wyjść, jeśli ona się zawali. Dlatego pojawiają się nieustannie tematy zastępcze, takie jak kolejni wrogowie w stylu ideologii gender czy ekologizmu, zamiast walki z poważnymi problemami doktrynalnymi w łonie Kościoła. Bo tak jest po prostu łatwiej. To nasze katopogaństwo można porównać trochę do lizaka, który właśnie liże dziecko z próchnicą. Jego rodzice (czyli biskupi) nie chcą mu go zabrać, bo wiedzą, że dziecko wpadnie w histerię, rzuci się na ziemię, będzie płakać, itd. Tyle, że jeśli będzie go dalej lizać, to w końcu wypadną mu zęby i to będzie prawdziwy problem, bo nie będzie w stanie jeść już zdrowego pokarmu. Liczę jednak, że może ten kryzys otrzeźwi naszą hierarchię i poważnie wezmą się za przybliżenie szerokiemu gronu wiernych poprzez pracę u podstaw tego, jak naprawdę wygląda katolicyzm, zamiast skupiać się tylko na zewnętrznej, pobożnościowej i niejednokrotnie pustej otoczce. Wielu Księży już to robi, ale według mnie potrzeba silniejszego bodźca z góry.
K: Dziś o 17.30 w Świątyni Opatrzności Bożej będzie odprawiona msza, na której można spowodować się tłumów. Iść, czy nie iść? A jeśli decydujemy się nie uczestniczyć w mszy i zostajemy w domu, to w jaki inny sposób obecnie katolicy mogą karmić swoją duchowość?
JŚ: Osobiście na tę Mszę bym nie poszedł, ponieważ ten konkretny koronawirus jest niebezpieczny przede wszystkim dlatego, że infekuje ludzi nawet, gdy chory nie ma objawów, moi rodzice to osoby starsze i nie chciałbym stwarzać dla nich niepotrzebnego zagrożenia. Dlatego ktoś bez gorączki, bez kaszlu, bez bólu mięśni może zarazić połowę obecnych w kościele. Uważam, że Mszę taką można obejrzeć dzięki technologii streamingu i też w niej aktywnie uczestniczyć, a Komunię przyjąć duchowo. Co do drugiej części pytania, to tak jak wspomniałem, możemy uciec się do Liturgii Godzin, łącząc się w ten sposób z całym Kościołem, możemy oddać się medytacji Pisma Świętego, możemy odmawiać Różaniec czy Koronkę (i to nie tylko tę do Miłosierdzia), Litanie i wiele, wiele innych modlitw, które Kościół, Matka Nasza dla nas przygotowała.
Jakub Śmietana – z zawodu architekt i plastyk, były alumn Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach. Interdyscyplinarność (głównie z uwagi na profil pracy) to jego druga natura, uwielbia pokazywać zależności między filozofią, wiarą, nauką i sztuką, widząc w tych zależnościach kluczowe dla funkcjonowania społeczeństwa fundamenty. Hobbystycznie walczy w Internecie starając się punktować zabobony, stanowiące zaprzeczenie Prawdy we wszystkich dziedzinach życia.
List Jakuba do Kurii można przeczytać poniżej:
W związku z epidemią Covid-19 coraz to więcej katolickich chojraków krzyczy o bezbożności osób, które chcą stosować się do zaleceń higieniczno-sanitarnych WHO. O ile rozumiem czasem niezbyt obytych teologicznie świeckich (co nie znaczy, że popieram) o tyle dziwią takie wypowiedzi księży i kolejnych katolickich redaktorów. Dlatego pozwoliłem sobie napisać list do archidiecezji Poznańskiej, którego treść wkleję pod spodem. Dostałem też już odpowiedź z kurii, bardzo miłą, że list zostanie przekazany J.E. Metropolicie, także muszę bardzo pochwalić Księży z kurii za szybką reakcję. Chcę też od razu nadmienić, że moja sugestia w kwestii lavabo jest sugestią laika podającego rozwiązanie, które wydaje mu się zgodne z zaleceniami higieniczno-sanitarnymi WHO i Polskiego GIS, a nie wyrocznią, która proponuje doskonałe remedium na powstrzymanie rozpowszechniania patogenu. Solidne procedury jak sobie radzić na Liturgii Episkopat powinien opracować w porozumieniu z GIS i ekspertami w kwestii chorób zakaźnych.
Czcigodni Urzędnicy Kurii Metropolitalnej w Poznaniu,
jako wierny diecezji Gliwickiej, który jednakowoż zetknął się z tym kazaniem (https://www.youtube.com/watch…) poprzez media społecznościowe proszę o natychmiastowe upomnienie Księdza Marcina Węcławskiego oraz wystosowanie oświadczenia o tym, że patogeny, które mogą się pojawić na Hostii, szczególnie jeśli sam celebrans jest zarażony wirusem SARS-CoV-2, stanowią zagrożenie dla życia lub zdrowia. Wierzę, że Ksiądz Marcin nie miał złych intencji, jednakże forma jego kazania jest problematyczna z powodów, które pragnę wyjaśnić w tym liście. Odczuwam duży niepokój związany z reakcją wiernych na to kazanie, a także na liczne treści o podobnym wydźwięku pojawiające się od jakiegoś czasu w prasie katolickiej, które w ten czy inny sposób bagatelizują zagrożenie, które nowy koronawirus stanowi dla ludzi, szczególnie osób starszych i chorych. Teksty te często posuwają się do grania na emocjach i „wchodzenia” na ambicję wiernych, jakoby ich obawy były oznaką niewiary w moc Bożą – co jest absolutną nieprawdą. Co więcej, teksty tego typu podważają autorytet Konferencji Episkopatu Polski oraz władz świeckich i organów administracji Państwowej.
Z treści kazania można odnieść wrażenie, że Kapłan traktuje konsekrację jako magiczny, teurgiczny rytuał, który miałby chronić przed patogenami – co wynika z jego wypowiedzi, mimo, że nie pada nigdzie bezpośrednio, a co jest absurdalną bzdurą o czym wiemy z doświadczenia. Ludzie chorzy na celiakię mogą dostać zapaści od Hostii z komunikantów glutenowych, a w okresie średniowiecza i renesansu popularnym sposobem mordów było zatruwanie chleba Eucharystycznego, bądź kielicha mszalnego. Transsubstancjacja nie dotyka przecież akcydensów chleba i wina, w tym ich składu chemicznego, ale ich ontologicznej natury. A na nasze zdrowie fizyczne wpływają właśnie te nieulegające zmianie chemiczne i biologiczne przypadłości, jak obecność na powierzchni patogenów.
Takie nieodpowiedzialne nauczanie ze strony tego kapłana można nazwać nawet proepidemizmem, szczególnie, że większość communicantes w Polsce to osoby starsze i schorowane, ale też teologicznie nieobyte i podatne na tego typu manipulacje. Eucharystia jest sakramentem, a nie czarami (które zresztą nie istnieją, bo nie mają ontologicznego zamocowania w rzeczywistości, którą my jako chrześcijanie wyznajemy, ani też żadnego potwierdzenia w empirycznej obserwacji świata), ani też środkiem wirusobójczym. Bóg oczywiście może dopuścić cudowne uzdrowienia według Swojej Woli, ale ich oczekiwanie jako czegoś pewnego i następującego z każdym przyjęciem Komunii to absurdalna i pogańska wizja, a to właśnie wynika wprost z myślenia Księdza Marcina stwierdzającego, że w czasach epidemii powinno się tym bardziej przyjmować Komunię do ust (co wynika m.in. z opisu znajdującego się pod filmem, a który załączam jako opis).
Kompletnie absurdalnym jest porównywanie do czasów minionych, gdy o istnieniu drobnoustrojów nikt nie miał pojęcia, dlatego przywołana sytuacja ze św. Karolem Boromeuszem nie ma absolutnie żadnego sensu w kontekście obecnego kryzysu związanego z Covid-19, a brzmi niestety bardziej jak chwyt erystyczny, mający wzbudzić poczucie winy u wiernych, którzy z obawy o swoje zdrowie wolą unikać np skupisk ludzkich. Zresztą sam Karol, nie mając współczesnej wiedzy medycznej zastosował odpowiedni dla owej plagi pionierskie metody. My dziś wiemy, co konkretnie należy zrobić, nie musimy polegać na intuicji, ale na faktach.
Powiązanie Komunii na rękę z protestantyzmem, brakiem powołań, itd. to też absurdalny wniosek, ponieważ Sobór Watykański II był odpowiedzią na już szerzący się kryzys w Kościele. Ogólny ton wypowiedzi Księdza Marcina wydaje się mocno krytykować nauczanie Soboru, co nie jest postawą dobrą, a siejącą zamęt w umysłach wiernych. Sobór jest soborem, pomimo błędnej koncepcji jakoby pastoralny stał niżej od dogmatycznego, i należne mu jest posłuszeństwo.
Powołanie się na dowód anegdotyczny z pulmonologiem sprzed wojny i na jego całkowicie fałszywe z perspektywy medycznej, ale i historycznej, stwierdzenie, że „święci nie zarażają” też jest stwierdzeniem bardzo nieodpowiedzialnym i nieprawdziwym. Podobnie jak stwierdzenie już samego kapłana, że Chrystus nie zarażał, ale uzdrawiał, także będące z góry fałszywą tezą, co wytłumaczy każdy szanujący się chrystolog – Chrystus będąc w pełni człowiekiem, gdyby miał katar lub zapalenie płuc też by zarażał, bo Jego ludzka natura była w pełni ludzka. Szczególnie greccy ojcowie Kościoła wiele musieli się natrudzić, by wytłumaczyć swoim rodakom, wyrastającym z kultury helleńskiej, że Chrystus nie był herosem i półbogiem.
Wzywam także Episkopat Polski do tego, aby wystosować pouczenie do wszystkich kapłanów, aby dezynfekowali oni ręce po przeprowadzeniu lavabo (a najlepiej także przed samym komunikowaniem), a także unikali znaku pokoju w postaci podawania ręki – nie jako zalecenia, zachęcania czy innych nic nie wnoszących próśb, ale jako kategoryczny i absolutny nakaz pod groźbą kar kościelnych, aby uniknąć sytuacji, w której epidemia rozszerzy się właśnie poprzez przyjmowanie Komunii. Pamiętajmy, że zgodnie z obecnym stanem wiedzy, Covid-19 zaraża nawet jeśli nie występują objawy (kaszel, bóle mięśni, gorączka, trudności z oddychaniem), a jego okres inkubacji to 14 dni (https://www.who.int/news-room/q-a-detail/q-a-coronaviruses) (a w ekstremalnych przypadkach potrafi wynieść nawet do 29 dni, jak podają eksperci medyczni,m.in.
https://annals.org/…/incubation-period-coronavirus-disease-…) , co oznacza, że jedynym możliwym sposobem na zabezpieczenie się przed nim stanowi całkowite i absolutne stosowanie się do procedur higieniczno-sanitarnych przez całą populację, a nie tylko osoby, które już wykazują symptomy choroby.
Koronawirus stanowi wyzwanie z perspektywy religijnej i oczywiście modlitwa jest niezbędna, jednakże Kościół w swojej mądrości przewiduje ogromny wachlarz możliwości, w tym chociażby Liturgię Godzin. Potęgowanie zagrożenia przez zupełnie nieoparte w katolickim etosie chojrakowanie i prześciganie się w podejmowaniu zewnętrznych praktyk pobożnościowych, by udowodnić siłę swojej wiary, jest czymś wprost złym, a nawet podszeptem szatana. Fundamentalistyczna lektura Pisma Świętego i powoływanie się np na fragmenty o piciu trucizny i kąsaniu przez węże skończyła się dla naszych niektórych Braci Protestantów tragicznie, dlatego może nie bierzmy z nich przykładu akurat w tej kwestii:
https://www.nytimes.com/…/2-drink-strychnine-at-service-and…
https://www.theguardian.com/…/john-chau-christian-missionar…
https://metro.co.uk/…/son-pastor-killed-snake-sermon-bitte…/
Nasz Wielki Rodak, Św. Jan Paweł II w encyklice Fides et Ratio słusznie podkreśla, że wiara i rozum nie stoją w sprzeczności, dlatego, jeśli w naszym kraju tak często podkreśla się rolę tegoż nauczania, to zacznijmy z niego korzystać i słuchać ekspertów medycznych, zamiast wygłaszać płomienne kazania o sile wiary, jednocześnie narażając wiernych na niebezpieczeństwo. Nie wyobrażam sobie, aby Nasz Wielki Papież, gdyby był jeszcze z naszym Kościołem Pielgrzymującym, narażałby wiernych na takie niebezpieczeństwo, ale podobnie jak Jego Świętobliwość Ojciec Święty Franciszek, także apelowałbym o słuchanie ekspertów medycznych z WHO oraz innych organizacji. Przypadek zarażenia wiernych przez kapłana (wprawdzie Episkopalnego, a nie Katolickiego) mamy już w USA –
https://www.independent.co.uk/…/coronavirus-us-priest-washi…
Uczmy się zatem na błędach innych i nie czekajmy jak Włosi na to, aż sytuacja będzie naprawdę krytyczna, gdyż teraz ich kraj przeżywa bardzo trudne chwile, dlatego, że w pierwszej fazie epidemii zwykli ludzie bagatelizowali zagrożenie. To na was, naszych kapłanach i pasterzach, którzy posiadacie autorytet wśród ludzi spoczywa ogromny obowiązek, by uświadomić ludzi o zagrożeniu jednocześnie chroniąc ich przed paniką.
Z Braterską Miłością
Jakub Śmietana