Właśnie skończyłam czytać wywiad z biskupem Rysiem w „Tygodniku Powszechnym”. Rozmowa dotyczyła rekolekcji, jakie odbyły sie w jednej małopolskich szkół. No i właśnie to, że odbyły się w szkole, stało się zarzewiem konfliktu.
Jako zgniły lewak, muszę zaznaczyć, że popieram rozdział państwa od Kościoła (służy to obu instytucjom). Kiedy zatem zobaczyłam, że jeden z moich znajomych (nota bene człowiek bardzo rozważny i powściągliwy w swoich opiniach), chce wziąć udział w facebookowym wydarzeniu „Wspólne zdjęcie pod billboardem Szkoła to nie Kościół„, pomyślałam, że to w sumie ciekawa inicjatywa. Lektura wywiadu z TP zmieniła nieco moje postgrzeganie sprawy.
Bp Ryś broni rekolekcji w szkole, tłumacząc, że do tej placówki uczęszczają dzieci z trzech dekanatów, a zatem niemal niemożliwe byłoby zorganizowanie dla nich rekolekcji w kościele. Ten argument ma, moim zdaniem, średnią moc. Urzekły mnie jednak inne słowa biskupa – że wszyscy wokół spieramy się o to, jaka powinna być szkoła, co powinno się w niej dziać, a nie chcemy słuchać samych uczniów. Wypowiedź w punkt! My wszyscy, zblazowani, wszystko wiedzący dorośli, obracamy się w sferze abstraktów, kłócąc się o politykę w kontekście polskiej szkoły. A uczniowie – cóż… przyjmują rolę zakładników tego sporu.
Gdyby więc ktoś postanowił dopuścić dzieci do głosu (ryby głosu nie mają, ale one mieć go powinny), dowiedzielibyśmy się, że były zachwycone rekolekcjami. I naprawdę z nich skorzystały – nie były one bowiem wykładem prawd wiary, lecz okazją do spotkania z Bogiem.
Nie oznacza to, że z automatu będę teraz popierała organizację religijnych „eventów” w państwowych szkołach. Trzeba tutaj delikatności – nikt nie może być poddawany presji, żeby w rekolekcjach czy innej formie brać udział, a program takich wydarzeń musi starannie przeczytany i omówiony przez dyrekcję i radę pedagogiczną. Nie mogą w szkołach zjawiać się „ewangelizatorzy”, którzy nawołują do głosowania na jakąś partię albo głoszą treści przesycone nienawiścią (tak, to się wciąż zdarza). Jednak, choć lekcjom religii w szkole nadal jestem przeciwna, to myślę, że – jeśli istnieją ku temu na przykład przesłanki natury organizacyjnej – to mądrze zorganizowane, szkolne rekolekcje nie powinny być problemem. W końcu nie wszyscy w szkole grają w siatkówkę, ale nikt nie robi problemu z tym, by młodzi adepci tej dyscypliny mieli czasem spotkania na szkolnym boisku. Religia w naszym kraju elektryzuje, wiem. Ale antidotum na niezdrowe emocje jest, niezmiennie, dialog. Rozmawiajmy więc ze sobą – rodzice z nauczycielami, nauczyciele – z księżmi, księża z dyrekcją.
A przede wszystkim pogadajmy z uczniami.