Ostatnio stacja TVN 7 wyemitowała „dokument” „Zaszczepieni”, który ma za zadanie przekonać odbiorcę, że szczepienia powodują autyzm.
Uważam, że jest to wielka hańba dla tej stacji – i wielką hańbą jest podscycanie lęków przed szczepieniami. Szczepienia ochronne są przecież nie tylko okazją do uniknięcia groźnych chorób, ale także aktem miłości bliźniego – w końcu jeśli ja się zasczepię, to w pewnym sensie biorę odpowiedzialność za zdrowie innych osób, które mijam w drodze do pracy.
Mechanizm, którym posługują się ruchy antyszczepionkowe, jest taki sam, jak we wszystkich spiskowych teoriach dziejów: bazuje na lęku. Postanowiliśmy więc przeciwstawić lękowi rzetelną wiedzę i poprosiliśmy o wypowiedź eksperta – dr chemii bionieorganicznej Magdę Rowińską-Żyrek. Pani doktor odpowiedziała nam na kilka pytań, które nurtują współeczesnych rodziców (i nie tylko!). Oddajmy więc głos specjalistce.
Wyobraźmy sobie, że przychodzi do Pani jako do ekspertki osoba, która zastanawia się, czy zaszczepić dziecko. Co by jej Pani odpowiedziała?
Jeśli miałabym odpowiedzieć jednym słowem – szczepić. Jeśli mamy więcej czasu na rozmowę, to zapytam, nad którą szczepionką się zastanawia i co budzi jej lęk. Czy pyta ogólnie o wszystkie szczepienia, tylko te podstawowe, czy rozważa szczepionki 5/6 w 1? W internecie krążą różne ‘argumenty’ przeciw szczepieniom – najczęstsze mówią, że szczepionki zawierają aluminium, rtęć i formaldehyd.
Aluminium, a w zasadzie po polsku glin, działa jako immunostymulant. Faktycznie jego śladowe ilości znajdują się w szczepionkach. Mówią organizmowi 'oho! szykuj się do rozpoznawania tego antygenu, bądź w pełnej gotowości’. Żeby dobrze zobrazować ilość, która trafia do krwiobiegu: jest go mniej, niż po regularnym spożywaniu mleka modyfikowanego.
Co do rtęci – jest w niektórych szczepionkach w związku o nazwie thimerosal. Jest on metabolizowany do etylortęci i usuwany wraz z moczem. I tak: dla ludzi szkodliwa jest metylortęć – to ona przekracza barierę krew-mózg za pomocą transportera metioninowego i glutationowego. Etylortęć tego nie robi, bo nie jest w stanie ‘oszukać’ tych transporterów. Nie trafia do mózgu, jest usuwany wraz z moczem.
Jeśli decydujemy się szczepić szczepionkami refundowanymi, a nie 5/6 w 1, dziecko w pierwszych dwóch latach życia dostanie trochę więcej rtęci, ale różnica jest marginalna.
I jeszcze ciekawostka – w słynnej szczepionce MMR (odra, świnka. różyczka), tej która wg Wakefielda (o nim niżej) miała wywoływać autyzm, thimerosalu akurat nie ma.
Co do formaldehydu – jak najbardziej, również znajduje się w niektórych szczepionkach. Szczególnie cenny jest w szczepionkach atenuowanych (żywych), bo inaktywuje bakterie i wirusy. Czy powinniśmy się go bać? Nie. Człowiek wytwarza tzw. endogenny formaldehyd, potrzebny nam do produkcji aminokwasów. Niemowlę, powiedzmy 5 kilogramowe, będzie miało w sobie coś koło 1,1 mg formaldehydu. Zawartość formaldehydu w szczepionce to mniej niż 0,1 mg – czyli ponad 10 razy mniej!
Opowiedziałabym jeszcze historię Andrew Wakefielda, człowieka, który chciał ‘na skróty’ przejść swoją karierę naukową.
Uwaga, tu (kursywą) fragment opisu historii z bloga ‘https://mamaistetoskop.pl/cala-prawda-o-szczepionkach/’
Opinia publiczna po raz pierwszy zwróciła na niego uwagę, gdy w 1993 roku opublikował pracę naukową sugerującą, że wirus odry wywołuję chorobę Crohna. Dwa lata później pisał już, że to nie wirus, a szczepionka na odrę wywołuje tą chorobę. Jego prace budziły coraz większe kontrowersje, a przez to również zyskiwały rozgłos, na którym mu zależało. Andrew zainteresował się w tym czasie rosnącym w siłę ruchem antyszczepionkowym i w 1995 roku nawiązał współprace z ojcem dziecka cierpiącego na autyzm i chorobę jelit. Ojcem, który prowadził grupę rodziców innych dzieci z autyzmem i który z pomocą prawnika próbował uzyskać odszkodowania od firm farmaceutycznych, ze względu na chorobę syna. Rok później, Wakefield opublikował swoją słynną pracę wykazującą, że winę za autyzm u dzieci ponoszą twórcy szczepionek.
Badanie to było przeprowadzone jedynie na dwunastu przypadkach chorych dzieci, z których pięcioro od urodzenia nie rozwijało się prawidłowo. Pacjenci byli rekrutowani dzięki pomocy działaczy organizacji przeciwników szczepionki MMR, a badanie było zamówione i finansowane przez prawnika i rodziny dzieci, w celu przygotowania pozwu sądowego. Ponadto, rodzice tej dwunastki dzieci zostali poinformowani jakich objawów powinni się u swych dzieci doszukiwać i to na podstawie ich późniejszej relacji opierała się praca Wakefielda. Lekarz przez cały okres swojej pracy badawczej dostawał od prawnika tych samych rodziców wynagrodzenie. Wakefield jednocześnie próbował wytworzyć testy wykrywające wirusa odry, których sprzedaż miała drastycznie wzrosnąć po wycofaniu z użycia szczepionki MMR. Badanie opłacane przez rodziny chorych dzieci miało mu pomóc w realizacji tego planu.
Wakefield miał wiele możliwości do powtórzenia badań i potwierdzenia wyników przedstawionych w swojej publikacji albo do zwykłego przyznania, że się pomylił. Jednak nigdy nie zgodził się na powtórzenie badań, ani na przeprowadzenie ich na większej i przez to bardziej wiarygodnej grupie dzieci. Wakefield nie ustąpił nawet, gdy niemal wszyscy współautorzy tego feralnego badania w 2004 roku całkowicie wycofali się ze swojego stanowiska. Wakefield do dziś twierdzi, że nie zrobił nic złego.
Efektem ubocznym jego jest matactw Wakefielda są lokalnie powracające ogniska chorób, o których już kilka lat temu nie słyszeliśmy (ostatnio podobno Włochy zmagają się od niedawna z epidemią odry). Nic to, TVN7 puszcza dokument wyreżyserowany przez tego ‘naukowca’….
Lęk przed szczepieniami nie jest niczym nowym – kiedy wprowadzano przymus szczepień, wielu rodziców obawiało się, że dziecko straci duszę (i szansę na zbawienie) przez połączenie jej z duszą zwierzęcą lub że dziecku wyrosną kopytka. Jakie jest Pani zdaniem źródło dzisiejszych lęków?
Faktycznie, fala obaw związanych ze szczepieniami przypomina trochę to, które miało miejsce po wynalezieniu antybiotyków – miały one być 'dziełem szatana’ i 'godzić w boski plan’. Tyle, że grzmieli księża z ambony, nie matki z internetu. Z falą dzisiejszych ‘szczepionkowych’ lęków jest trochę inaczej. Myślę, że źródłem jest brak zaufania do specjalistów i podatność na różne spiskowe teorie dziejów. Celują w prymitywne ludzkie lęki (‘koncerny farmaceutyczne nas trują’), są z reguły proste i wzbudzają bardzo dużo emocji. Roznoszą się internetową pocztą pantoflową i osoby, które nie mają naukowego/medycznego/przyrodniczego zaplecza, wiedzę zaczytaną na czyimś blogu przyjmują za pewnik – tak, jak naukowcy za fakt przyjmują dane opublikowanych w renomowanych czasopismach naukowych. Kończy się to tak, że kilkanaście lat pracy naukowej zrównuje się z kilkunastoma minutami intensywnego googlowania.
A stron ‘antyszczepionkowych’ jest w internecie mnóstwo. Najczęściej są przystępne graficznie, z obowiązkowym zdjęciem strzykawki wypełnionej rtęcią, z obficie upiększonym wykrzyknikami tekstem. To łatwo przyswajalne źródło ‘wiedzy’. Prawdziwa nauka jest bardziej ‘ciężkostrawna’, więcej w niej biało-czarnych tabel i wykresów, suchych zwrotów – zawsze po angielsku. To zupełnie nie trafia do społeczeństwa. Poza tym, naukowcy (poza paroma wyjątkami…) nie są grupą społeczną, która będzie ‘nawracać’ ludzi na facebookowych stronach typu ‘stop-NOP’. Gdy ostatnio zaczęłam się dosyć intensywnie na takiej udzielać, kolega-lekarz napisał do mnie ‘Magda, walczysz z wiatrakami…’ i powiedział, że traci wiarę w ludzki rozsądek zawsze wtedy, gdy widzi to zacięcie w oczach rodziców, którzy nie szczepią dzieci, i wtedy, gdy podobny błysk w oku widzi u ludzi z czynną chorobą nowotworową, którzy rezygnują z chemioterapii na rzecz ‘leczenia naturalnego’ wlewami z witaminy C. A ja właśnie nie chcę mieć wrażenia, że walczę z wiatrakami. Nie możemy po prostu postawić krzyżyk na tak dużej części społeczeństwa. Taka pełna nieufności postawa skądś się bierze. Brak zaufania do służby zdrowia? Jestem w stanie zrozumieć. Pediatra ‘machną ręką i kazał szczepić’, zignorował pytania o bezpieczeństwo? A może znany biochemik wypowiadał się o szczepieniach w TV używając terminów, których 95% społeczeństwa nie używa na co dzień? Naprawdę, strony stop-NOP są prostszym wyborem. Może powinniśmy społeczeństwo bardziej edukować? Nie ignorować wątpliwości i wyjaśnić wszystko jak najprościej się da?
Owszem, wśród ‘antyszczepionkowców’ są ‘przypadki zatwardziałe’, których żadne racjonalne, oparte na rzeczowych dowodach naukowych, randomizowanych badaniach, nie przekonają, bo on tak naprawdę nie szuka prawdy, tylko lubi się wyróżniać z tłumu swoją teorią spiskową. Bo ‘on wie’. Ale myślę, że znakomita większość antyszczepionkowców tej prawdy na poważnie szuka. ‘Cośtam złego’ słyszeli, mają wrażenie, że ‘opinie specjalistów są podzielone’ i na wszelki wypadek swoich dzieci, dla których – jestem przekonana – chcą jak najlepiej, po prostu nie szczepią. Problem polega na tym, ze ‘antyszczepionkowi specjaliści’ są bardzo medialni i niesamowicie głośni. Brakuje im merytorycznej wiedzy, ale nie brakuje charyzmy. Większość prawdziwych naukowców to ludzie bardziej wycofani, nie wejdą w dyskusje z internetowymi mamami. A szkoda.
Jakiś czas temu pozwoliłam sobie napisać formalnego maila (ze służbowej skrzynki) do jednego z czołowych polskich propagatorów ruchów antyszczepionkowych, nazwijmy go ‘J.’. Odniosłam się do jego internetowego wpisu, któremu wytknęłam szereg merytorycznych błędów. Napisałam, żeby przemyślał swoje teorie, a wiedzę czerpał z renomowanych (recenzowanych!) czasopism z listy filadelfijskiej (to taka właśnie lista czasopism liczących się w świecie nauki), bo ponieważ jest lekarzem medycyny, cieszy się społecznym zaufaniem (powinien…). Podpisałam się imieniem i nazwiskiem, ‘dr nauk chemicznych i mama małego szczepionego chłopca’. Odpowiedź mnie powaliła. J. zaczął ‘Droga mamuśko’, a potem było już tylko gorzej. Upierał się, że moje zarzuty to takie ‘babskie gadanie’, odbstawał twardo przy tym, że WZW typu B to choroba weneryczna (!), dlatego nie warto na nią szczepić dzieci (wirusowe zapalenie wątroby – można załapać np. podczas operacji) i przy tym, ze dwutlenek węgla łączy się z hemoglobiną, dlatego truje (w tym momencie wszyscy studenci biochemii dostają palpitacji serca… Tak, pomylił z tlenkiem węgla…). Na końcu dodał, że polskie uczelnie są badziewne i się nie znamy, a listę filadelfijską wymyśliło CIA jako wywiad gospodarczy. Naprawdę to napisał. ‘Listę filadelfijską wymyśliło CIA.’
Problem w tym, że dal wielu ludzi taki człowiek może być autorytetem, W końcu lekarz, tak? Taki niepokorny. To modne.
Właśnie takim postawom trzeba stawiać czynny opór, edukować ludzi, pokazywać, że nawet wśród specjalistów zdarzają się szaleńcy…
Pierwsze szczepienia wyglądały dość makabrycznie – nacinanie skóry nie należy przecież do przyjemnych zabiegów. Czy dzisiejsze szczepionki są lepsze, bezpieczniejsze? Dlaczego?
Oczywiście, i lepsze, i bezpieczniejsze! I nie wymagają nacinania skóry… Główny postęp polega na tym, że najczęściej nie używamy już ‘żywych’ szczepionek, które zawierały atenuowanego (osłabionego) wirusa (w obecnym kalendarzu szczepień ‘żywe’ szczepionki to te na gruźlicę, krztusiec (opcja refundowana przez NFZ) i rotawirusy). Wystarczają nam same antygeny, najczęściej części otoczki, które wywołują reakcję immunologiczną. Postęp jest ogromny – tego typu szczepionka nie zawiera wirusa, nie może więc wywołać choroby, nawet u osób z obniżoną odpornością. Kolejna zaleta – w obecnych szczepionkach jest kilkasetkrotnie (lub nawet ponad tysiąckrotnie) razy mniej antygenów niż było 30 lat temu. I jeśli kierowalibyśmy się zdrowym rozsądkiem, to lęk przed szczepieniami powinien się zmniejszać – przecież większość z nich jest na rynku od kilkudziesięciu lat, a dzieciom kopytka nie powyrastały… 😉
Ogólnie rzecz biorąc, szczepionki i preparaty krwiopochodne to najlepiej przebadane produkty medyczne na rynku – podlegają kontroli nie tylko w laboratorium producenta, jak wszystkie inne leki, ale również dodatkowej, niezależnej od wytwórcy, kontroli w niezależnych, państwowych laboratoriach.
Podczas dyskusji w internetowej przestrzeni jedna kobieta przeciwstawiła moim argumentom „mądrość życiową”. Jej zdaniem u jej dziecka wystąpiły groźne komplikacje. Jak rozmawiać z osobami, które wierzą, że to właśnie po szczepionce u ich latorośli wystąpiły objawy autyzmu lub innych zaburzeń?
Po pierwsze – nie ignorować i nie udawać, że NOPy nie istnieją. Ci ludzie przeżywają swoje tragedie i są naprawdę przekonani, że winne są szczepionki. Łatwiej jest zaakceptować taką sytuację, mając swojego ‘winnego’ – koncerny farmaceutyczne.
Autyzm najczęściej daje się rozpoznać gdy dziecko ma kilkanaście miesięcy – powinno wtedy być na tyle ‘kontaktowe’, że ewentualne opóźnienie staje się widoczne. Terminowo zbiega się to ze szczepieniem MMR (odra, świnka, różyczka, 13-14 miesiąc) i… konkluzja gotowa. Plus ‘naukowe’ doniesienia Wakefielda… Niby wiadomo, ze to oszustwo, ale w ludzkiej pamięci ziarno niepewności zostanie jeszcze na długo.
Często spotykam się też z argumentem, że ‘w tych szczepionkach musi być trochę związku z autyzmem’, bo Amisze się nie szczepią, i na autyzm nie chorują. Chciałam wspomnieć, że w społeczności Amiszów nie używa się też przetworzonej żywności, iPadów i elektryczności – może szukać związku tutaj?
Nie da się jednak zaprzeczyć istnieniu NOP-ów. Czasem zdarza się, że dzieciaki po podaniu szczepionki wymiotują, gorączkują lub mają inne dolegliwości. Jak rozmawiać o tym z rodzicami?
Otwarcie! Szczepionki nie są tworem idealnym, ale bilans ryzyka i korzyści jest jasny. Trzeba informować rodziców, że takie rzeczy mogą się zdarzyć i że dziecko należy bacznie obserwować! Gorączka jest relatywnie częstą reakcją, szczególnie na szczepionki atenuowane. Po zaszczepieniu na rotawirusy może pojawić się biegunka. Najcięższym poszczepionkowym NOPem jest wstrząs anafilaktyczny, czyli silna reakcja alergiczna na którykolwiek ze składników szczepionki. Dzieci, u których zachodzi podejrzenie, że go doświadczyły, nie będą już więcej szczepione. Tak samo jak nie zostaną zaszczepione dzieci z trwale obniżoną odpornością – tu sprawa jest bezdyskusyjna. I żeby takie dzieci pozostały zdrowe, zaszczepione muszą zostać wszystkie inne dzieci. WHO twierdzi, że zaszczepienie 95% społeczeństwa daje nam tzw. odporność populacyjną – choroba nie rozprzestrzenia się, zdrowe pozostają również dzieci nieszczepione.
I jeszcze jedna uwaga a propos NOPów, w szczególności poważnych wstrząsów anafilaktycznych – podobne reakcje mogą pojawić się po spożyciu większości antybiotyków (proszę przeczytać ulotki), ale o tym internetowe fora już milczą. Milczą tez na temat powikłań po odrze czy kokluszu, to już niestety mniej medialne niż ‘wolność decydowania’ rodziców…
Marta
Super, że o tym piszesz. Wśród moich znajomych mam antyszczepionkowców. Niestety są to głównie katolicy i tacy mega zaangażowani w życie kościoła…
katolwica
Super, że Ci się podoba — jak widać, także są inni katolicy 😉
Lekarz ze wsi
Szczepionka NFZ na ksztusiec jest peĺnokomórkowa. Ale to nie jest szczepionka żywa
pediatra z miasta :)
Toż samo miałam napisać: przeciwko krztuścowi refundowana szczepionka pełnokomórkowa, nieżywa. Żywe szczepionki atenuowane: przeciwko gruźlicy, odrze, śwince i różyczce ze szczepień obowiązkowych oraz z zalecanych przeciwko ospie wietrznej oraz rotawirusom.
katolwica
Dziękujemy za te komentarze, każde merytoryczne uwagi są dla nas ważne 🙂
pediatra z miasta :)
Toż samo miałam napisać: przeciwko krztuścowi refundowana szczepionka pełnokomórkowa, nieżywa. Żywe szczepionki atenuowane: przeciwko gruźlicy, odrze, śwince i różyczce ze szczepień obowiązkowych oraz z zalecanych przeciwko ospie wietrznej oraz rotawirusom.