Módl się i pracuj u terapeuty. Katolik a pomoc psychologiczna

Od dawna noszę się z zamiarem napisania tego posta. Po pierwsze dlatego, że temat katolika u psychologa bądź psychiatry dotyka obszaru mojej aktywności zawodowej (pracuję jako psycholog) i duchowej (na co wskazuje pierwszy człon nazwy tego bloga).

Po drugie, kilkakrotnie na różnych chrześcijańskich grupach na FB, a także w wypowiedziach katolickich mentorów czy kaznodziejów, powraca temat stosunku psyche-Kościół. I często to, co słyszę, wprawia mnie w osłupienie. Aby uniknąć niedomówień, nieporozumień, niejasności, na wstępie chciałabym powiedzieć jasno:

Tak, katolik może (a czasami nawet powinien) korzystać z pomocy psychologa i/ lub psychiatry.

Choroby psychiczne nie są manifestacją Złego. Wiemy oczywiście z Biblii, że wszelkie zło i choroby pochodzą od „srogiego ciemności hetmana”, jednak nerwica czy schizofrenia wcale nie pochodzą od diabła jakoś bardziej, niż zapalenie zatok czy biegunka.

Kościół nie rywaluzuje z psychologami o „pacjentów”. Choć sfera psychiki i duchowości łączą sie ze sobą, to czasami problemy, jakie napotykamy, mają naturę czysto duchową (kryzys wiary), a czasami są związane z nieprawidłowym działaniem naszego mózgu lub nieodpowiednimi wzorcami, jakie otrzymaliśmy w dzieciństwie (na przykład kliniczna depresja). Zarówno rozsądny ksiądz, jak i psycholog doskonale zdają sobie sprawę z tego, że każdy z nich ma swoje poletko – duchowny nie może stawiać diagnozy psychologicznej, a psycholog nie ma kompetencji, by odpowiadać na pytania natury egzystencjalnej. Co więcej, Kościoł z psychologami nierzadko współpracuje – na przykład podczas badania kandydatów do seminarium lub… konsultacji w sprawie egzorcyzmów (przed ich przeprowadzeniem, konieczne jest wykluczenie choroby psychicznej, co może zrobić psycholog lub psychiatra). Osoba wykonująca zawód psychologa badź psychiatry nie rywalizuje z Bogiem o tytuł najlepszego uzdrowiciela – podobnie jak np. fizjoterapeuta czy dentysta może być po prostu narzędziem w rękach Najwyższego. Wielu wierzących psychologów swoją pracę traktuje także jako rodzaj ewangelicznej posługi potrzebującym – a Ci niewierzący są zobowiązani do uszanowania wiary swojego pacjenta. Do tego zobowiązuje wszystkich nas etyka zawodowa oraz ustawa o zawodzie psychologa.

Nie oznacza to, że człowiek, który cierpi na przykład na nerwicę natręctw, nie powinien prosić Boga o uzdrowienie – wręcz przeciwnie. Niezależnie od tego, czy jestesmy zdrowi, czy chorzy (nieważne na co), powinniśmy modlić się i „trzymać” blisko Boga. Nikt jednak nie powie osobie chorej na raka, że ma odstawić chemię na rzecz różańca. Modlitwie musi towarzyszyć mądre leczenie. Nie inaczej jest w przypadku chorób psychicznych i zaburzeń osobowości. Jeśli więc jakikolwiek przestawiciel Kościoła mówi nam, żeby odstawić leki psychotropowe i przestać chodzić na terapię, a zacząć uczęszczać np. na msze o uzdrowienie – przekracza swoje kompetencje i zasługuje na stanowcze upomnienie. Bóg czasami czyni cuda – np. uzdrawia – ale my nie możemy na Nim tego wymuszać, rezygnując z leczenia i terapii. To niechrześcijańskie i, co tu dużo mówić, niemądre.

Sądzę, że jedną z przyczyn niechęci niektórych katolików do psychologów i psychiatrów jest to, że choroby psychiczne w naszym społeczeństwie stanowią swoiste tabu. Drwimy z „wariatów”, „świrów”, zapominając o tym, że oni cierpią czasami tak samo, jak osoby chore somatycznie. Mamy więc nadzieję, że Bóg „załatwi” sprawę i nie będziemy musieli szukać pomocy w gabinecie specjalisty – jednak w przypadku niektórych chorób i zaburzeń (borderline, obsesje) kontakt ze specem jest po prostu konieczny, by zacząć normalnie żyć – dla siebie, bliźnich i dla Boga.

Inną przyczyną może być to, że wielu ludzi wciąż nie rozumie różnicy między freudowską psychoanalizą a współczesną psychologią. Brzmi podobnie – ale różnice są ogromne. Psychoanaliza NIE JEST dziś praktykowana w pierwotnej formie (dała początek np. terapii psychodynamicznej, ale to zupełnie coś innego). „Czysta” psychoanaliza ma wartość jedynie historyczną (choć, oczywiście, jej twórcy zwrócili uwagę na niektóre reguły rządzące ludzkim zachowaniem, np. mechanizmy obronne). Kościoł do psychoanalizy odnosił się krytycznie – i słusznie. Odpowiedź na pytanie „dlaczego?” to jednak zagadnienie na osobny post. Dzisiejsza psychologia naukowa czy stosowana absolutnie Kościołowi nie przeszkadza – tak samo, jak filozofia, astronomia, antropologia. Psychologia jest nauką, której praktycy po prsotu pomagają ludziom.

Jakiś czas temu tygodnik „Gość Niedzielny” opublikował artykuł (a nawet okładkę), które sugerowały, że psychologia jest zaprzeczniem słów Jezusa o zaparciu się siebie. Nie wiem, jak można bez znajomości tematu brać się za pisanie artykułu – zwłaszcza, że skutkiem moze być to, że osoby naprawdę potrzebujące pomocy się po nią nie zgłoszą. Wpółczesna psychologia absolutnie nie uznaje egoizmu i zapatrzenia w siebie za oznaki zdrowia. Psycholodzy kładą nacisk na aspekt relacyjny – skupienie wyłącznie na sobie, brak empatii i tendencja do manipulacji innymi mogą być znakami np. osobowości dyssocjalnej (psychopatii), której nie uznajemy przecież za normę. Osoba chora lub zaburzona niszczy nie tylko siebie, ale także często swoją rodzinę, przyjaciół, współpracowników. Dlatego właśnie, jeśli chcemy dobrze służyć innym, nieść im nadzieję, uśmiech i wskazywać Chrystusa, powinniśmy troszczyć się o własne zdrowie psychiczne.

A do tego czasami niezbędny jest psycholog.

5 komentarzy

  1. Elka

    Świetny artykuł! Uważam że w Kościele powinno się mówić o problemach natury psychicznej coby penitenci nie próbowali ich leczyć tylko w konfesjonale zamiast u specjalisty jak to często ma to miejsce

    • katolwica

      Dzięki 🙂
      wiem, że niektórzy spowiednicy w razie potrzeby odsyłają penitentów do psychologa (ks. Boniecki, śp. ks. Kaczkowski), ale niestety nie zawsze tak się dzieje. Powinno się o tym więcej mówić w seminariach i na spotkaniach osób duchownych. No i oczywiście podczas kazań 🙂

  2. Dawid

    Proponuję przeczytać książkę Dr Richard’a Ganz’a pt. „Psychopaplanina”. Według tego autora, byłego psychologa informacje w pani artykule są nieprawdziwe.

    Dlaczego tak wielu ewangelicznych kaznodziejów krzyczy z ambony o Bożej mocy, a potem przerzuca swoich emocjonalnie niezrównoważonych członków do najbliższego terapeuty? Wydaje się, że chrześcijanie wierzą, że to „eksperci” od psychologii mają odpowiedzi dla złamanych serc i dusz Bożych ludzi. Kiedy kościoły oferują poradnictwo, jest ono często zabarwione domieszką świeckiej psychologii i psychoterapii, które przeniknęły do kościoła.

    Psychopaplanina wyjaśnia rozbieżność pomiędzy świeckim i biblijnym poradnictwem i ukazuje niebezpieczeństwo włączenia świeckich technik do chrześcijańskiego podejścia. Ta książka uzbroi wierzących, którzy szukają biblijnych odpowiedzi na ból zrozpaczonego świata.

    Spis treści:

    1. Wyznania psychologicznego heretyka 8
    2. Psychologiczna wizja człowieka 21
    3. Moc kozetki 31
    4. Człowiek w oczach Boga 38
    5. Mit integracji 46
    6. Przeciwstawienie sie rezultatem głęgokiej troski 55
    7. Uleczająca moc w Kościele 63
    8. Wyposażenie Ciała 68
    9. Budowanie Ciała 74
    10. Stawanie się nowym stworzeniem 80
    11. Gdy chrześcijaństwo nie przynosi efektu 86
    12. Stany przed terapią 93
    13. Czas i miejsce na pobożne życie 101
    14. Zwrot w kieruku wolnej woli 104
    15. Boża moc w zmienianiu życia 110
    Dodatek: Uczymy się porozumiewać 115

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *