Kolczasta teologia. Czego o Bogu dowiemy się od jeża?

Tak, dzisiaj swoje święto obchodzi kolczasty i przesympatyczny mieszkaniec lasów – jeż! 10. listopada wypada bowiem Światowy Dzień Jeża. Z tej okazji może niekoniecznie chciałabym składać życzenia wszystkim jeżykom (nie mam informacji, by jakiekolwiek tu zaglądąły). ale jednak nie będę tej wyjątkowej okazji pomijać.

Ktokolwiek chodził do przedszkola, zapewne pamięta, jak z okazji jesieni dostawaliśmy do kolorowania obrazki z jeżem, który na swoich kolcach niósł jabłko. Czasami taki jeżyk pojawiał się też w szkolnych książkach – przeważnie był uśmiechnięty, jego oczy były duże i wyraziste (wiadomo – postać obdarzona dużymi oczami wydaje się bardziej słodka, sweet, kawaii), a jabłko na jego grzbiecie było duże, czerwone i dorodne. Moja znajoma z lat dziecinnych miała nawet jeża z jabłkiem wyszytego na ogrodniczkach (dla niewtajemniczonych: ogrodniczki to takie spodnie na szelkach).

Nie przypominam sobie lekcji przyrody, czy później biologii, na których byłoby wspomniane o coś na temat stosunków jeży do jablek. Znaczna część dzieci niezwruszenie trwałą więc w przekonaniu, że jeże gustują w tych owocach, a zatem pewnie generalnie lubią owoce.

Jeża nie obchodzą jednak nasze przekonania. Na przekór naszym wyobrażeniom jeż postanowił być mięsożerny. Nie ma też w zwyczaju nosić pokarmu na kolcach – te służą mu jedynie do obrony.

Jakiś czas temu wraz z Mężem opiekowaliśmy się jeżem. Znaleźliśmy go przy ruchliwej ulicy, dlatego postanowiliśmy wziąć go do domu, by następnie (po obserwacji) wypuścić go do lasu. Nadaliśmy mu nawet tymczasowe imię – Teofil. Dowiedziawszy się, że jeże jabłek nie jedzą, karmiliśmy go psim jedzonkiem oraz obalaliśmy przekonania mojej mamy, jakoby jeże miały roznosić wściekliznę (zdarza się to baaaaaardzo rzadko, ale trudno jest obalić pokutujący mit). Jeż wrócił do lasu, a my miło wspominamy chwile, które spędził u nas w domu. Ale zostawmy wspominki – wróćmy do tematu głównego.

Dieta jeża stawia przed nami intelektualne wyzwanie: co jeszcze z jego, co przyjmujemy za pewnik (niczym dietę jeża opartą na jabłkach), jest ściemą? Oczywiście, z racji duchowej zajawki, pytanie to odnoszę do naszych wyobrażeń na temat Boga i ogólnie niebiańskiej rzeczywistości. Które z naiwnych obrazków z katechizmu dla dzieci, które przekazy od rodziców, własne pomysły na to, jaki Bóg jest, nie mają nic wspólnego z prawdą…?

Edukacja teologiczna katolików leży i szlocha. Ludowa teologia, mówiąca na przykład, że przeklinanie to grzech, że bycie świętym to bycie bez żadnego grzechu, że Maryja była tylko „naczyniem” dla mającego przyjść na świat Jezusa, niejednoktornie oddala nas od Prawdy – a więc od Boga. Znam osobiście dorosłych ludzi, którzy pozostali przy swoim dziecinnym wybrażeniu „Bozi”, a przed każdą spowiedzią symbolicznie wbijają się w pierwszokomunijny garnitur. Taka postawa hamuje rozwój duchowy, niekiedy przyczyniając się do odejścia od Kościoła – bo przecież „Bozia jest dziecinna”.

Jasne, nie wszystko jestesmy w stanie objąć rozumem – dlatego czasami idziemy na łatwiznę, pozostawiając sobie w głowie wyobrażenie np. anioła takie, jakie znamy z obrazków, jakich pełno w dziecięcych pokojach (smukłego blondyna z zaróżowionymi policzkami). Rozwój chrześcijanina powinien się jednak wiązać także ze stawianiem pytań, pogłębianiem swojej wiedzy, a czasem – obracaniem w proch swoich przekonań, gdy okazują się nieprawdziwe.

Może warto pewnego wieczoru usiąć w domowym zaciszu z kartką papieru i wypisać swoich 10 (lub więcej) skojarzeń i przekonań na temat Boga, a potem zastanowić się, skąd je wzięliśmy? Zapytać siebie „skąd to wiem”, „kto mi tak powiedział”, a następnie zweryfikować te informacje?

Wnioski mogą być być zaskakujące, a nawet kłujące jak jeżowy kolec. Chciałbyś się nimi podzielić…? 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *