Czy jesteśmy za tym, aby dzieci z zespołem Downa lub wszelkimi innymi poważnymi chorobami mogły przyjść na świat?
TAK.
Wierzymy, że ludzkie życie należy do Stwórcy – i tylko on ma prawo zdecydować, kiedy żywot każdego z nas się zakończy. Nie popieramy aborcji w przypadku płodów „uszkodzonych” (choć to określenie jest, według nas, odpowiednie raczej dla samochodu czy mebla, a nie człowieka w prenatalnym stadium rozwoju).
Ale też nie jesteśmy naiwni. Nie wierzymy w to, że zmiany w ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży sprawią, że nagle kobiety zdecydują się rodzić chore dzieci.
To nie jest tak, że osoby, które decydują się na aborcję w przypadku diagnozy poważnej choroby dziecka, to niezdolne do miłości potwory, które zaplanowały sobie, że ich dziecko będzie niebieskooką blond pięknością z wybitnym intelektem i nie chcą przyjąć do wiadomości, że mogłoby być inaczej. Nie. Chodzi tutaj przede wszystkim o lęk i niepewność, jak to nasze życie będzie wyglądało. Czy uniosę ten ciężar, czy partner mi pomoże (większość mężczyzn odchodzi, gdy w rodzinie pojawia się niepełnosprawne dziecko!). I z czego będziemy żyć.
Sposobem na umożliwienie chorym dzieciom przyjścia na świat nie jest zakazywanie-nakazywanie czy straszenie. Kobiety z pewnością częściej podejmowałyby decyzję o kontynuowaniu ciąży, gdyby wiedziały, że nie zostaną z ciężko chorym maluchem same. Że państwo wypłaci im świadczenia, których wysokość nie będzie żenadą, że znajdzie się dla ich dzieci miejsce w wyspecjalizowanym żłobku lub przedszkolu, że latorośle otrzymają za darmo odpowiednią pomoc medyczną. I, że w razie gdyby ojciec dziecka jednak „nie dał sobie z tym rady” i odszedł, to odpowiednie organy zmuszą go do płacenia alimentów.
Nie bez znaczenia jest też społeczny klimat wokół niepełnosprawności. Pomyślmy chociażby o postaci Maćka z „Klanu” (tak, wiem, że ten serial jest, delikatnie mówiąc, kiepski). Ile to memów i żartów niskich lotów powstało na jego temat…?
Dopóki przyszłe i obecne matki dzieci nieuleczanie chorych nie dostaną odpowiedniej pomocy, nie spadnie znacząco ilość aborcji wykonywanych z uwagi na ciężkie wady płodu. Kobiety będą po prostu kontynuowały wyjeżdżanie za granicę.
A i u nas przecież podziemie aborcyjne ma się całkiem nieźle.