Dziś mijają dwa lata od śmierci ks. Jana Kaczkowskiego.
Naszym zdaniem jest on bez wątpienia godnym kandydatem na ołtarze.
Był najlepszym na świecie katokołczem. Nigdy nie spotkaliśmy go osobiście, ale on i tak nauczył nas kilku ważnych rzeczy:
?można być człowiekiem wierzącym, ale jednocześnie napotykać na swojej drodze wątpliwości,
?można być wymagającym, a przy tym ciepłym i wyrozumiałym,
?można być poza schematami (na przykład kochać tridentinę, ale nie deklarować się jako trads),
?można zmienić swoje życie, ale nie wypierać się błędów przeszłości,
?nie można być draniem.
Mamy nadzieję, że spotkanie face to face, choć nie wypaliło na tym świecie, dojdzie do skutku po drugiej stronie. W sumie to warunki na pewno będą bardziej komfortowe.
A Wy, za co kochaliście ks. Jana?
Biegnąc pod wiatr
Kocham go za hospicjum – głównie… Za pewien czuły gest, który mi kiedyś tam okazał. Za to, że to miejsce to nie umieralnia, ale opieka i miłość na najwyższym poziomie. Za to, że mój Dziadek mógł odejść tam bez bólu. Znam niestety też inne hospicja w okolicy – różnice są znaczne…