Parę dni temu natknęłam się w sieci na artykuł prof. Zimbardo, w którym znany psycholog pisał o tym, że gdyby był współczesną młodą kobietą, to wolałby być lesbijką – mężczyźni są, jego zdaniem, niedojrzali i pogubieni, zaś kobiety – pełne ambicji i chętne do rozwoju.
Statystyki socjologiczne pokazują zaś, że w Polsce to właśnie kobiety są lepiej wykształcone, znają więcej języków i chętniej udzielają się społecznie. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć: „Super! Rewolucja feministyczna przyniosła efekty, a kobiety w końcu są wolne”.
Tylko, że mówiąc o lepszym wykształceniu współczesnych kobiet, o ich wielozadaniowości i chęci rozwoju, coś jednak przemilczamy, coś ważnego zostaje pominięte – nie mówimy o wysokiej cenie, jakie „płeć piękna” płaci za życie usłane sukcesami. Statystyki nie uwzględniają braku czasu dla siebie, poczucia pustki i braku sensu, a także depresji i nerwic, z jakimi zmagamy się my – kobiety niezależne, ambitne, godzące pracę zawodową z opieką nad dziećmi i uczęszczaniem na fitness.
Kiedy zatem przyszła do mnie książka Jennie Allen „Niczego nie musisz udowadniać”, nie spodziewałam się niczego niezwykłego – bo z reguły wszelkie poradniki traktuję z dużą dozą nieufności. Spodziewałam się, że w tej pięknie wydanej książce znajdę ładnie brzmiące, ale niewiele wnoszące do życia okrągłe zdania w stylu „uwierz w siebie i rób, co kochasz”, „ograniczenia są w Twojej głowie”, „to, co robisz jest wystarczające, więc pokochaj siebie!”. Ale to, co proponuje Allen – amerykańska „chrześcijańska aktywistka”, okazało się być czymś więcej, niż uwodzeniem czytelniczek za pomocą komplementów i anegdotycznych opowieści.
O czym jest ta książka? Trudno byłoby to wytłumaczyć komuś, kto po nią nie sięgnął. Ja powiedziałabym, że jest to adresowany do kobiet poradnik (choć, z uwagi na mierną jakość tego gatunku, to nie jest może najlepsze słowo), który pomaga zacząć żyć… jak Pan Bóg przykazał. Poważnie. Ale nie chodzi tutaj o to, by nakłaniać kogoś do częstszego uczęszczania do kościoła czy innych nabożnych praktyk, ale o odpuszczenie. O zdjęcie z siebie chomąta niemożliwych do spełnienia wymagań, by być perfekcyjną, niezawodną, najlepszą we wszystkim, co jest możliwe. Allen wskazuje, że przecież wiara w to, że my same musimy być wystarczające, jest nie tylko niesamowicie obciążające, ale także niezgodne z chrześcijańskim pojmowaniem świata – bo przecież każde Boże stworzenie jest słabe. Zamiast wiec desperacko tej słabości zaprzeczać, możemy się z nią pogodzić, co z pewnością przybliży nas do Jezusa.
Książka „Nie musisz niczego udowadniać” obfituje w świetnie dobrane biblijne cytaty oraz fragmenty Pisma „przepisane” z punktu widzenia uczestniczącej w nich kobiety. Ten zabieg pozwala na lepsze zrozumienie opowieści, które znamy niemal na pamięć – choć, jak pokazuje Allen, powierzchownie. Znajdziemy tutaj także ćwiczenia, nazwijmy to, katocoachingowe, zachęcające nas do refleksji nad swoim życiem, dążeniami i tym, co nas duchowo i emocjonalnie zniewala.
Tym, co cenię najbardziej w poradniku Jennie Allen, jest ukazanie prawdy, przed którą my, silne i wykształcone kobiety (ale, oczywiście, nie tylko) próbujemy uciec: obsesja na punkcie aprobaty innych, fiksacja na chęci bycia wystarczająco dobrą jest bałwochwalstwem, a więc… grzechem przeciwko I Przykazaniu. Czy któraś z nas spowiadała się z tego, że głównym dążeniem w jej życiu stało się posiadanie jak największej ilości „lajków” na Facebooku? Albo że zaniedbuje własny odpoczynek (który przecież jest nam niejako „nakazany” przez Boga) na rzecz dokumentowania swojego życia na Instagramie…? Być może to właśnie to jest naszym największym błędem. I tutaj bierze początek nasze poczucie, że nie jesteśmy wartościowe i dobre.
W poradniku Allen nie znajdziemy jednak oskarżycielskiego tonu, narzekania na naszą generację czy sentymentalnych rozważań. Otrzymamy natomiast garść inspiracji (bo na pewno nie gotową receptę), które ułatwią nam porzucenie wiary w magiczną moc uznania ze strony innych na rzecz głębokiej wiary w Boga.
Przeczytanie tej książki może stać się pierwszym krokiem w kierunku wewnętrznej wolności.