TAK, ZROBILIŚMY TO.
W poprzednią niedzielę zanieśliśmy naszą ubraną na biało (choć strój ten wcale nie pochodził ze sklepu specjalizującego się w odzieży chrzcielno-komunijnej) córkę do kościoła, by została przez chrzest włączona do Kościoła katolickiego. Był to dla całej naszej rodziny wyjątkowo ważny moment – od teraz jesteśmy już nie tylko katomałżeństwem, ale i rodzicami katodziecka – liczącą 3 (nieśmiertelne) dusze katorodziną.
Organizacja tego wydarzenia od strony logistycznej została ogarnięta w stylu Mironiukowym – parę elementów (no dobra, trochę więcej) było zostawionych na ostatnią lub prawie ostatnią chwilę. Nie oznacza to jednak, że wcześniej tym wydarzeniem nie żyliśmy i że nie zostało ono przez nas przedyskutowane i omówione podczas paru wieczorów i nocy (tę porę wyjątkowo upodobaliśmy sobie na snucie życiowo-egzystencjalno-religijnych pogawędek). Musieliśmy też sobie nawzajem i sobie samym odpowiedzieć na kilka istotnych pytań, które – jak sądzimy – powinny pojawić się w głowie każdego rodzica, który świadomie decyduje się ochrzcić swoje dziecko. Oto i one:
Po co w ogóle chcę ochrzcić dziecko? Czy wynika to z tego, że wierzę w moc tego sakramentu i chcę, by na duszy mojego pacholęcia pojawiło się niezatarte znamię (piękna metafora, prawda?), czy raczej traktuję to jako tradycję, za której złamanie obrażą się na mnie rodzice lub dziadkowie? Wbrew pozorom, chrzest to nie tylko „nowa, świecka tradycja” i okazja do urządzenia zakrapianych „chrzcin”, lecz poważne zobowiązanie – i to podejmowane na oczach samego Szefa.
Co oznacza dla mnie „wychowanie w wierze”? Bo przecież do tego – jako rodzic – się zobowiązuję. Przed chrztem dobrze byłoby porozmawiać o tym, w jaki sposób będziemy przekazywać swojemu dziecku prawdy wiary na różnych etapach jego życia, co dokładnie będziemy robić, by przybliżyć mu Boga. Czy sięgniemy w tym celu po mądre książki, gry o charakterze religijnym, czy wyślemy je do katolickiego przedszkola i szkoły…?
Co zrobię, gdy dziecię się zbuntuje? W wieku dojrzewania często zdarza się, że dzieci kontestują wartości, które wpajali im rodzice. Zastanawialiśmy się, co zrobimy, jeśli pewnego dnia nasza pierworodna powie nam „Czytałam Dawkinsa (lub jakiegoś innego ateistycznego celebrytę, który będzie wówczas na topie) i wiem, że Boga nie ma!”. Albo jeśli rozpocznie młodzieńczy flirt z katolicyzmem uzbrojonym w nacjonalizm i ksenofobię? Jedno jest pewne – krzykiem i awanturami niczego nie zdziałamy. Ale może miłość, cierpliwość i słowa „akceptujemy Cię i kochamy, choć nie zgadzamy się z Twoimi przekonaniami” pomogą nam przetrwać te trudne chwile…?
Kim ma być chrzestny? Bogaczem? Osobą, z którą świetnie mi się imprezuje? A może jednak potraktować tę sprawę poważnie i wybrać na chrzestnego osobę, która rzeczywiście będzie dla dziecka przewodnikiem po sprawach wiary, która wytłumaczy mu zawiłości dogmatyczne, ale przede wszystkim własnym życiem pokaże maluchowi, że życie z Bogiem jest ciekawe, twórcze i wartościowe? My zdecydowaliśmy się na opcję numer trzy – wiemy, że od osób, które poprosiliśmy, by zostały „kumami”, Ala raczej nie otrzyma z okazji komunii nowego iPhone’a czy quada, ale… o to właśnie nam chodziło.
Czy dziecko, biorąc przykład z nas, będzie dobrym katolikiem? Chrzest dziecka to nie tylko rytuał i piękna ceremonia, ale także wyzwanie – od teraz my musimy naprawdę dołożyć starań, aby – wybaczcie, proszę, eklezjalny żargonik – być świadkami Chrystusa. Okazjonalnie wypowiadane słowa o nieskończonym miłosierdziu Boga mają niewielką wartość, jeśli wiążą się z postawą obojętności na krzywdę drugiego człowieka, a w codziennym życiu rodziny „nie ma czasu” na wspólną modlitwę lub rozmowę o tym, kim w ogóle jest Pan Jezus, który spogląda na nas z nabożnych obrazów i ikon.
Katechizm mówi, że sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej jest bierzmowanie. Sądzimy, że to, na ile rzeczywiście udało nam się dojrzeć w wierze, weryfikuje wychowanie religijne własnego dziecka.
Trzymajcie kciuki (może być na różańcu), byśmy tę hiperważną weryfikację przeszli pozytywnie.
Gorczyca
Witam! Z całego serca podziwiam dobre postępowanie oraz kłaniam się z szacunkiem dla tak głębokiej wiary. Serdecznie proszę o słowa wsparcia w mojej wędrówce ku wierze dla zagubionej owcy, która pragnie zbliżyć się do Boga i zostawiam swój adres na bloga, na którego zapraszam. Bardzo potrzebuję pomocy i mam nadzieję na dobre słowo. https://bitterpath.wordpress.com/
katolwica
Dziękuję za komentarz. Myślę, że samo przyznanie, że chcemy się nawrócić, jest pierwszym krokiem. Jeśli wie Pani, w którym kierunku podążać, to prędzej czy później spotka Pani Boga 🙂
PS a na bloga na pewno bedę zaglądać
Teresa
Chętnie czytam Pani blog, porusza Pani ważne tematy. Ma Pani wiele cennych spostrzeżeń. Z tym artykułem mam jednak problem. Wynika z niego dla mnie taki przekaz: „patrzcie na nas i róbcie tak jak my, bo my jesteśmy prawdziwymi katolikami, świadkami Chrystusa”. Czytelnik robi się taaaaaki maleńki. To zdecydowanie przeszkadza w odbiorze tekstu.
katolwica
Dziękuję za Pani komentarz, jest dla mnie bardzo ważny.
Z pewnością nie było naszym celem umniejszenie czytelnika – zależało nam raczej na tym, by zainspirować innych rodziców, którzy przygotowują swoje dzieci do sakramentów, by robić to świadomie. Być może pytania, które my zadaliśmy sobie przy tej okazji, będą dla kogoś użyteczne, a może niekoniecznie, bo ktoś ma swój pomysł na duchowe przygotowanie do chrztu czy komunii dziecka. Sami chcielibyśmy być dobrymi katolikami, ale (jak chyba większość ludzi) musimy wykonać jeszcze wieeeeeele pracy nad sobą.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Teresa
Dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam!