4 komentarze

  1. Pamiętam czasy gdy religia była w szkole i takie gdy już jej tam nie było. Jestem za tym pierwszym, ale w dzisiejszych czasach obawiam się, że niedługo będzie tak, że wszystkie przedmioty będzie uczył ksiądz i to będzie katastrofa.

  2. Pamiętam lekcje religii w salkach katechetycznych. Wcale nie były lepsze. Problem jest jeden i znany od dawna. Katechetami w dużej części zostają ludzie z przypadku (chwała tym, którzy widzą w nauczaniu swoje powołanie). Natomiast księża. Cóż? Właściwie 100% z nich zostaje nauczycielami religii. Czy mają do tego predyspozycje, czy nie. A szkoda.

    Pamiętam, że ktoś kiedyś proponował mi, bym skończyła uzupełniające studia i została katechetką w dużej szkole. Jako animatorka miałam wszystko… zapał, pomysły, dobry kontakt z dziećmi. Najlepsze, że zrezygnowałam… z obawy przed ogromną odpowiedzialnością!!! Dziś widzę, że akurat odpowiedzialnością niewielu katechetów zaprząta sobie głowę. Dlatego, już jako matka dzieciom stwierdziłam, że za przekazanie wiary muszę się brać sama. Nikt tego za mnie nie zrobi. Tylko ilu uczniów ma tak rozumujących rodziców?

  3. To prawda, że zdarzają się niedouczeni katecheci. Ale tak samo zdarzają się niedouczeni nauczyciele matematyki, fizyki, biologii, etc. Demonizowanie tylko nauczycieli religii jest uważam dość krzywdzące. A już na pewno posługując się opiniami i niezweryfikowanymi historyjkami uczniów. Zwłaszcza w czasach, gdy zdemoralizowanie i rozwydrzenie młodzieży osiągnęło poziom krytyczny. Przytaczanie opinii ucznia „zaangażowanego w ruch feministyczny”? Kiedyś się na takiego mówiło „wiejski głupek”. A jak zaczynał się stawiać, to dostawał batem i był spokój. Serio to ma być argument w dyskusji o metodach katechezy, skądinąd ważnej i potrzebnej?

    • Ola

      „Kiedyś się na takiego mówiło „wiejski głupek”. A jak zaczynał się stawiać, to dostawał batem i był spokój” serio, to mają być argumenty w jakiejkolwiek dyskusji?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *