W tym roku mija 50 lat od ogłoszenia encykliki „Humanae Vitae” przez Pawła VI. Był to, jak się powszechnie uważa, jeden z najbardziej kontrowersyjnych dokumentów Kościoła XX wieku. Zawartość HV dotyka nie abstrakcyjnych dla wielu osób spraw dogmatycznych, ale kwestii, z którą ma „styczność” większość katolików – życia seksualnego w małżeństwie i planowania rodziny.
Nie jest prawdą, że HV wprowadziło zakaz antykoncepcji – ono utrzymało w mocy nauczenie wcześniejszych papieży, m.in. Piusa XI (który antykoncepcję nazywał „gwałceniem aktu naturalnego„. Encyklika ta pojawiła się jednak w czasie, gdy katolicki świat zastawiał się, czy papież zaaprobuje stosowanie nowo wynalezionej pigułki antykoncepcyjnej – i znaczna część chrześcijan miała nadzieję, że tak się właśnie stanie. Papież jednak postąpił inaczej – w HV stwierdził, że stosowanie sztucznych metod regulacji poczęć jest grzechem ciężkim. Wokół dokumentu, którego treść dla wielu katolików była zaskakująca, narosła więc ogromna ilość legend i plotek (np. taka, że encyklika została opublikowana latem, by przejść „niezauważona… jakby było to, mając na uwadze jej temat, w ogóle możliwe…).
Paweł VI przyznał, że wolno jest małżonkom współżyć w okresie naturalnie niepłodnym, aby odłożyć poczęcie dziecka. Naturalne metody planowania rodziny są jednak stosowane zaledwie przez część osób wierzących (wg badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, połowa praktykujących Polaków akceptuje antykoncepcję). Ci, którzy interesują się tematem NPR, mają na jego temat skrajne odczucia – jedni go wychwalają, inni – szczerze nienawidzą.
„Szkoda, że nie uczą tego w szkołach!”
Osoby, które decydują się na stosowanie NPR, zwykle kierują się nauczaniem Kościoła, ale nie tylko – często biorą pod uwagę także aspekt zdrowotny naturalnego planowania rodziny. Tak właśnie tę decyzję tłumaczy Marta: „Od początku małżeństwa (czyli od 13 lat) stosujemy NPR. Mamy 5 dzieci i wiemy kiedy każde z nich się poczęło. Mąż wpiera mnie, zapisuje wyniki obserwacji, a po tylu latach to już doszedł do perfekcji w ocenie kiedy są dni płodne. Choć nie zawsze jest łatwo. Konieczność wstrzemięźliwości w momentach kiedy akurat nasze ciało jest najbardziej nastawione na współżycie wymaga jednak samozaparcia i pewnej dyscypliny. Od początku małżeństwa zdecydowaliśmy się na NPR po pierwsze dlatego, że te metody są zgodne z nauczaniem Kościoła, po drugie, bo są zdrowe. Pomimo trudności mamy poczucie, że pozytywnie wpływają na naszą relację małżeńską. Potrafimy rozmawiać o płodności, kolejnych dzieciach, czekaniu i trudnościach, to na pewno nas zbliża. Ponadto nie czuję się w małżeństwie traktowana przedmiotowo, ale wiem, że jesteśmy razem z mężem po tej samej stronie i oboje bierzemy udział w podejmowaniu decyzji”. Marysia wspomina też o świadomości własnego ciała, jaką daje NPR: „Stosuję od 4 lat [metodę] Rotzera. Z małymi przerwami na ciążę. Teraz tez się obserwuje, ale już nie tak skrupulatnie, bo liczymy na wpadkę. Ogólnie NPR dał mi dużo samoświadomości na temat mojego ciała i symptomów, potrafię szybciej rozpoznawać reakcje mojego organizmu. Ja jestem zachwycona tym i szkoda, że nie uczą tego w szkołach.”
„Możemy zapobiegać ciąży, ale nie za bardzo? Hipokryzja!”
Nie brak jest jednocześnie katolików, którzy odrzucają metody naturalne. Część z nich nie widzi istotnej różnicy między „antykoncepcją naturalną” a sztuczną. „Dla mnie to też jest antykoncepcja” – mówi Julia, niedługo planująca wstąpić w związek małżeński. „Przecież zarówno w przypadku prezerwatyw, jak i NPRu czy kalendarzyka, chodzi o to, żeby nie począć dziecka. Po co udajemy otwartość na życie, skoro nie jesteśmy wcale otwarci? Można zapobiegać, ale tylko trochę? To hipokryzja. A jak się wpadnie, nawet przy stosowaniu tabletek, to też można to dziecko przyjąć. Ja nie usunę nigdy ciąży, ale nie będę się bawić w NPR. I na życie się nie zamykam”. Inni mówią o niskiej skuteczności NPR w pewnych sytuacjach. Należy do nich Klaudia, żona z dłuższym stażem i trójką dzieci: „Ja wiem, że obserwowanie śluzu i mierzenie temperatury mogą być skuteczne. Ale nie zawsze – po porodzie bardzo trudno to ocenić, czy już wróciła płodność. Musiałbym z mężem zrezygnować z seksu na wiele miesięcy, a to przecież naturalne, że chcemy się kochać! Stosujemy prezerwatywy. Na życie jestem otwarta – świadomie zdecydowałam się na dzieci i bardzo je kocham. Ale nie widzę sensu w męczeniu się z NPR. A kobiety po cesarkach? Co one mają zrobić? Przecież po CC nie można zajść w kolejną ciążę przez rok. Mają umrzeć, narazić się na pęknięcie macicy, osierocić dzieci, bo stosując prezerwatywę zamykają się na życie? Ja i mąż sądzimy, że to absurdalne. Dzieci trzeba nie tylko urodzić, ale też je wychować”.
„Zaszła poważna zmiana…”
Czasami bywa tak, że stosunek do stosowania NPR zmienia się w trakcie trwania małżeństwa. Bartek na początku zgodził się na NPR, ale później z niego zrezygnował: „Nie mogę wiele powiedzieć o NPR. Żona zaczęła obserwować śluz, chcąc żyć po katolicku. Zgodziłem się. Ale zaszła poważna zmiana – od razu pojawiła się ciąża. Może obserwowała się za krótko. Ale wpadliśmy. Teraz nie chcę NPR, nie wierzę w to”. W przypadku Iwony było natomiast inaczej. Przez jakiś czas stosowała te metody, nienawidząc ich, by później stwierdzić, że dokonała dobrego wyboru: „Po ślubie od razu zaszłam w ciążę, ale poroniłam. Dostaliśmy zakaz ciąży na następne długie tygodnie, nie byliśmy pewni kiedy są dni płodne, a kiedy nie… więc musieliśmy zrezygnować całkowicie z seksu chcąc żyć NPR. Było to mega ciężkie, nie mogliśmy na siebie chwilami patrzeć, odrzucaliśmy jakakolwiek cielesność… tyle czasu czekaliśmy by stać się jednym ciałem, dopiero rozpoczynaliśmy ten etap naszej relacji, a tu znowu 'szlaban’.. alternatywa była antykoncepcja ale próbowaliśmy być wierni NPR. Potem drugie poronienie i to samo. Potem trafiliśmy do naprotechnologa- nagle się okazało ze NPR to wybawienie i nadzieja. Na bazie żmudnych obserwacji (prowadzonych rzetelnie dzięki cudownemu mężowi który czuł się współodpowiedzialny i bardzo wspierał mnie) po paru miesiącach znowu bez seksu i tysiącach badań i wizyt lekarskich w końcu się udało – wkrótce na świecie pojawi się nasze dziecko”.
Temat NPR i antykoncepcji jest wielowymiarowy i budzi ogromne kontrowersje – także wśród praktykujących katolików.
Jesteśmy ciekawi Waszej opinii.
Stosujemy NPR od 6 lat. Obaj synowie byli planowani i poczęli się w czasie, w którym to planowaliśmy. Nie jest to łatwa metoda, nie tylko ze względu na wstrzemięźliwość. Trzeba ją dobrze poznać i nauczyć się stosować na sobie by była skuteczna.
Ale Pani się udało – gratuluję wiec wytrwałości i świadomości celu, do którego się dąży!
Narazie się udało 😉 Zobaczymy czy będzie tak dalej – oby, bo z różnych względów nie powinnam już zachodzić w ciążę. Pozdrawiam!
Ciekawy artykul a tekst NPR Jest bardzo istotnym tematem i powinno sie o nim mówić na lekcjsch religii czyli mówić młodym ludziom o świadomości swojego ciała, że zarówno kobieta i mężczyzna mogą obserwować objawy płodności i niepłodności kobiety przebiegające w cyklu kobiety.
Bóg nas stworzył i dał nam narzędzia abyśmy wzrastalu na drodze do świętości
Już z samego tego artykułu widać, że NPR są:
1 – Pracochłonne,
2 – Czasochłonne,
3 – Mało skuteczne.
A każdy z tych powodów z osobna jest wskazówką, by poszukać czegoś lepszego.
Jeśli ktoś uważa, że pigułki są szkodliwe dla zdrowia, to powinien sobie przypomnieć, że od wspomnianej encykliki minęło już KILKADZIESIĄT lat. Wtedy faktycznie były szkodliwe, dzisiaj ten problem jest w zaniku, o ile w ogóle istnieje.
Pozdrawiam.
Dzisiejsze pigułki są nieszkodliwe?? A cała lista efektów ubocznych? Jakiś czas temu na jednej z grup FB kobiety pisały do czego doprowadziła ich antykoncepcja. Wiele z nich pisało o znacznym przyroście wagi, problemach skórnych, spadku libido, chwiejności emocjonalnej, problemach z zajściem w ciążę. Długo by jeszcze wymieniać. Wiele z tych kobiet zdecydowało sie na NPR aby nie rujnować swojego zdrowia. Dla wielu aspekt religijny był też niezwykle istotny
Katolwico może masz pomysł jak przekonać żonę lub męża do NPR ? Mam wrażenie, że często jedna ze stron chciałaby właśnie korzystać z NPR, a drugi małżonek jest 'oporny’…
Czyli jak 'zareklamować’ NPR 🙂 ?
Myślę, że jak z każdą poważną sprawą w małżeństwie, dobrze byłoby szczerze powiedzieć, dlaczego to jest dla nas takie ważne – kwestia sumienia, podejścia do zdrowia, pragnienie poznania własnego ciała itd. No i zawsze jestem zdania, że nie można idealizować w takich sytuacjach, tylko wspólnie zastanowić się, co zrobimy, gdy przyjdą trudne chwile i kryzysy. Może to zbliży męża i żonę i ułatwi podjęcie decyzji 🙂
W 100 % się zgadzam. A narzucanie przez Kościół metody regulacji poczęć to czyste igranie z ogniem. Czy jeśli pójdzie coś nie tak, wykresy i obliczenia zawiodą,.coś źle zinterpretuje to czy Kościół weźmie w PEŁNI odpowiedzialność za nieplanowanie dziecko? Reklamacji w takich wypadkach nie ma….
Bardzo ciekawy 'wykład’ na temat „Humanae Vitae”:
https://www.youtube.com/watch?v=5GkU5OuhDqU
Npr jest relakmowane przez 60letnie małżeństwa lub panny które nie współżyją. Oraz osoby które nie czerpią przyjemności z seksu.. Może są również osoby którym. Wystarczy seks 1w miesiącu lub mają seks częściej ale są niepłodne lub nie mlga zajść w ciążę. Takie osoby nie stosują npr tylko są bezpolde lub mają z tym problem.
Okolo 2 mln osób może w Polsce jest bezplodnych lub mają z tym problem.. Nie wnika ale reklama npr przez osoby nie będących w związkach i wieku reprodukcyjnym to ściema i kłamstwo. Szkoda że geje nie będę reklamować npr..
Npr jest ok ale dla wyznaczdnia dni płodnych i szybkiego zapłodnienia.. To w to wierzę ale dla zdrowych par to chyba nie prpblem.
Moja żona po urodzeniu drugiego dziecka powiesiła ze nie będzie że mną uprawila seku no nie chce mieć więcej dzieci.. Jest pseudo katoliczka która obwinia mnie za kupienie prezerwatyw i mówi mi że popełniam sztatszynu grzech jej proponując seks w prezerwatywie.
Grzech chyba cięższy niż bym zzabil papiarza lub coś gorszego.. Kościół również wpaja mi że kondom w Polsce to grzech ale jak pojadę do Egiptu to już w Afryce mogę bo czarni mogą bo mają hivfa. Więc biały może latać w palstkiu..
Szkoda czasu..
Ale żona bardzo dobrze wie że kondom to zło ale za manifestacjami popierjacymi aborcję jest i sama to popiera… Czyli prezerwatywa to zło ale aborcja to już ok. Kobiety nie są zbadane przez naukowców.. Może lepiej założyć prezerwatywę niż szukać później lekarze lub pigiulek dzień po lub dzień przed.
Adam
Ja ciekawa jestem, jak z kwestią prezerwatyw i przyjmowania komunii radzą sobie te małżeństwa? Zabrakło mi rozszerzenia tego tematu 🙂
No jak to jak? Albo przyjmują ją świętokradczo, albo latają raz na rok do spowiedzi wielkanocnej, po czym wracają do „normalności”. Co tu rozwijać?
Wystarczy dobry komputerek cyklu, poranny pomiar temperatury plus czasem dodatkowy pomiar stężenia LH w moczu i mamy 99,8 % skuteczności jaka metoda Wam to zapewni ?
Zgodnie z sumienie, nie szkodzi zdrowiu, pozwala wzrastać duchowo małżonkom itp.
Piekna praktyka ale nie sprawdza sie w kazdym małżeństwie.
Stosuję NPR od 13 lat z/w religijnych. Mogę powiedzieć, że jako metoda zapobiegania ciąży przy regularnych cyklach jest tak skuteczna, że można by wcale nie mieć dzieci. To wogòle powoduje duży lęk przed decyzją o dziecku, skoro można go nie mieć i trudno się wogòle na dziecko przy npr zdecydować. Niestety nie ma rozwiązań co z okresem poporodowym. Nie potrafiłam wtedy rozpoznawać żadnych objawòw i po pierwszym porodzie stosowaliśmy prezerwatywy a po drugim było 11 mies. bez seksu co zaowocowało ogromnym kryzysem w naszym małżeństwie. Wielu księży w tym okresie zezwala na prezerwatywy o czym dowiedziałam się dopiero pòźniej. Jeśli chodzi o codzienne życie to przy NPR jest zdecydowanie za mało seksu i spontaniczności, wszystko zaplanowane pod linijkę i trzeba udawać , że nie mamy ochoty na seks jak mamy, bo akurat nie wolno. NPR nie jest wcale idealny i opròcz nakazòw religijnych trzeba trochę własnego rozumu aby małżeństwo seksualnie nie umarło.
Stosowaliśmy przez rok fam myśląc że to npr. Czyli w dniach płodnych zamienialiśmy tylko jeden rodzaj seksu na inny. Bo nikt nam nie powiedział że wstrzemięźliwość polega na tym że nie robimy nic. Wtedy byliśmy zadowoleni z metody. Wszystko się zmieniło po urodzeniu dziecka. Dodam że było zaplanowane. Przez 5 miesięcy nie mogłam się ogarnąć i wrócić do obserwacji. Instruktorka zapewniała że npr jest miły łatwy i przyjemny. Ta ,. Jasne! Że to tylko 5minut dziennie. Tylko nikt mi nie powiedział że to może być akurat to 5 minut kiedy dziecko chce mnitna własność. Kiedy zaczęłam prowadzić obserwacje okazało się że nie mogę wyznaczyć żadnych dni niepłodnych. Instruktorka mnie olała mówiąc że nie pomoże bo nie karmiła piersią. Przez kolejne 7 miesięcy karmienia było tylko kilka niepłodnych dni. Śmiech na sali. Szukałam w międzyczasie pomocy ale kolejne dwie instruktorki od strony technicznej, ani księża od strony duchowej w niczym mi nie pomogli.
Niewiedza księży jest porażająca i propaganda pro npr wtedy też była straszna. Teraz już przynajmniej zaczyna się mówić o jakichś trudnościach, bo wtedy właściwie wszystko negowano. Zaszłam w ciążę w pierwszej owulacji niecały rok po porodzie. Była to w sumie świadoma decyzja że rezygnujemy z planowania. Poroniłam. Potem konieczność zrobienia badań. Podjęłam próbę stosowania prawdziwego npr, bo już wiedziałam że to co stosowaliśmy po ślubie, npr nie było. I okazało się że nie jestem w stanie wytrzymać nawet tydzień bez seksu w dniach płodnych. Mój mąż tak samo.
Teraz mamy już 3 dzieci i kolejne okresy poporodowe z prezerwatywami. Nie sądzę żebym kiedykolwiek wróciła do npr. Próbowałam kilka razy mierzyć temperaturę, ale sprawiało mi to fizyczny ból. Bardzo mnie to zaskoczyło. Metoda która była reklamowana jako naturalna i bez skutków ubocznych tak mi zryła mózg że boli mnie wkładanie termometru do pochwy, podczas gdy seks czy badania u ginekologa nie bolą. Mogłabym dużo jeszcze pisać o doświadczeniach moich i znajomych, ale to bez sensu.
Chodzę do spowiedzi i mówię o swojej sytuacji zawsze mówię że nie zamierzam zmienić sposobu postępowania i że nie żałuję używania prezerwatyw. I jeszcze się nie zdarzyło żeby mi ktoś odmówił rozgrzeszenie. Księża nie są świadomi nadal, że przy npr można mieć jakieś problemy. Chyba nie wiedzą co mi powiedzieć. Może jeden taki się trafił co wiedział o czym mówię. Nie znam nikogo kogo ta metoda by ubogaciła, ani żadnego małżeństwa co byłoby zadowolone. Raczej ludzie jeśli stosują to traktują to jako „zło konieczne”. Nie wierzę żeby Bóg chciał żeby ludzie tak się męczyli.
Wg mnie NPR powoduje, że traktujemy ciało przedmiotowo. Badamy, mierzymy, liczymy jakby to jakiś obiekt obcy był a nie JA. Tak chyba wyobrażają sobie instruktorzy. Że kobieta jest z drewna. Nikt nie pomyśli, że powyższe czynności (badanie: śluzu, temperatury itp) sprawiają, że ciągle myślimy o seksie (bo musimy myśleć, żeby nie zaniedbać badań), nie mówiąc już o tym, że nasze przesadne (z konieczności) zainteresowanie własnymi narządami płciowymi (pochwa, szyjka) i dotykanie ich nie ułatwia wstrzemięźliwości a wręcz przeciwnie. Przerwy we współżyciu, które byłyby normalne i naturalne w innych okolicznościach (rozłąka, choroba), stają się przy tej „metodzie” nie do zniesienia. Dla mnie to jest chore, naprawdę. NPR może i jest świetne przy trudnościach w zajściu w ciążę, przy staraniu się o dziecko, ale na pewno nie jako metoda, by ciąży uniknąć. Poza tym dochodzą trudności techniczne: mierzenie temperatury ma sens po w miarę przespanej nocy, na pewno nie przy wstawaniu do niemowlęcia i karmieniu co 3 godziny. Nie mówiąc o tym, że budzimy się na ogół na płacz dziecka a nie 10 minut przed nim. A leżenie i niereagowanie na wrzask powoduje taki stres, że temperatura wzrasta! Poza tym przy kilkorgu dzieciach nie ma szansy przespać całej nocy bez przerwy, więc pomiary temperatury tracą sens. Mówię otwarcie, że stosowałam te wszystkie naturalne metody i męczyłam się przy tym okropnie a teraz, po latach (stara już jestem!) uważam, że byłam głupia. Skutki były następujące: ciągły stres i strach przed ciążą, unikanie współżycia, nieporozumienia z mężem. Ten problem po prostu obrzydzał mi życie, nie tylko seksualne, ale w ogóle. Myślę, że gdyby nie kurczowe trzymanie się „nauki Kościoła” byłabym lepszą żoną i matką (na pewno bardziej pogodną, otwartą, niezestresowaną, nie bojącą się okazywać uczuć itp). W końcu się zbuntowałam i ….nie dostałam rozgrzeszenia za używanie prezerwatywy. Było to po urodzeniu 7 (siódmego) dziecka. Na koniec dodam coś pozytywnego: pod koniec swego „wieku rozrodczego” spotkałam się z małymi (wielkości szminki do ust) i niedrogimi mikroskopami , które wykorzystywały fakt, że ślina zachowuje się jak śluz szyjkowy i krystalizuje w odpowiedni sposób w dni płodne. To była naprawdę rewelacja. Bez wysiłku i w prosty sposób można było sprawdzić płodność w danej chwili. Niestety, urządzenia te szybko znikły z rynku, z powodu kompletnego braku zainteresowania. A z nimi, być może, NPR byłoby do zniesienia. To było dość dawno, a mimo to, z tego co widzę na różnych forach, dalej króluje mierzenie temperatury i ręczne badanie śluzu.
Zgadzam się. Stosuję NPR tylko dlatego, że na nic innego nie pozwala KK. Szczerze go nienawidzę (npru). Cylke mam krótkie. Dni niepłodnych od 7 do 9 a mąż jest kierowcą i tylko w weekendy jest w domu, więc za wiele nie korzystamy. O spontaniczności nie ma mowy. Relacje przez to wszystko nam się psują, bo jest tyle różnych rzeczy, które zaburzają obserwacje, że jak tylko myślę o seksie, to od razu kojarzy mi się z ciążą. Mam 4 dzieci i więcej nie chcę. Poddałam się operacji ginekologicznej, bo mnie dzieci uszkodziły przy porodach. Teraz mam to wszystko stracić? Myśleliśmy o wazektomii, ale przecież też NIE WOLNO. Mi npr tak uprzykrzył życie, że już mi się nawet seksu nie chce, tylko niestety mężowi ciągle się chce….. A co będzie w okresie manopauzy? Aż się boję myśleć
I jeszcze jedno: księża nie mają żadnej wiedzy o fizjologii kobiet, uważają zapewne, że NPR jest proste, łatwe i skuteczne, więc używanie innych środków (prezerwatywa) to wynik niebywałej zatwardziałości albo rozpasania seksualnego. Myślą zapewne, że po prostu nie możemy lub nie chcemy wytrzymać kilku dni w miesiącu bez seksu (a oni muszą całe życie).
Ciekawe który z nich wytrzymał całe życie…
Mój mąż tygodnia nie wytrzyma a ja mam wierzyć że księża żyją w celibacie?
Śmieszni są.
Nam nakazują lub zakazują, a sami co wyprawiają?
Niech sobie własne podwórko posprzątają
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda, komentuje.
Ciekawią mnie 2 sytuacje odnośnie NPR po ślubie kościelnym.
1. Jeden małżonek stara się być wierzącym praktykującym katolikiem, drugi jest letnim / niepraktykującym albo ogólnie mało zainteresowany religijnością. Czy wtedy nie pojawia się furtka i możliwość zrzucenia winy na barki współmałżonka na zasadzie „no, próbowałam/em ale nie dał się przekonać do NPR, trudno, to niech będą gumki lub tabsy” i szczęśliwe życie bez stresujących dylematów. Tylko czy to uczciwe?
2. Oboje są praktykującymi katolikami. Powiedzmy 25 – 35 lat. Próbują NPR. Dwa tygodnie mogą zaczekać, spodziewają się co miesiąc 12 – 16 dni na współżycie, kończy się na 6 – 4 i to wtedy gdy żonie się nie chce. Frustracja, unikanie się, kłótnie, nerwica. Tabletki, spirale odpadają z wiadomych powodów. Decydują się w mniej pewne dni na użycie neutralnych dla zdrowia prezerwatyw i oralny do końca. Nie chcieli żyć we frustracji, próbowali NPR, ale rodził tylko problemy, załóżmy że nawet przed ślubem czekali na siebie. Nie mają wyrzutów sumienia, znają jednak naukę KK i wykładnie KKK i w obawie przed świętokradzką spowiedzią informują o swojej sytuacji. Permanentnie nie otrzymują rozgrzeszeń. Co się dzieje wtedy w psychice małżonków? Ktoś miał podobną sytuacje? Bardzo mnie to ciekawi, ale i martwi.
(w sytuacji pominąłem już kilka kwestii, założyłem, że nie chcą być całkowicie zamknięci na życie, planują rozsądnie kilka dzieci a może już jakieś mają)
Inna sprawa dlaczego w tematyce NPR udziela się tak mało mężczyzn? Trochę rozumiem bo ciąża dotyczy ciała kobiety, pomiary w NPR też dotyczą jej, mężczyzna ma zawsze (trochę upraszczając) ochotę i tak. Jednak dalej dysproporcja jest bardzo dużo i dla mnie niezrozumiała. Faceci katolicy częściej mają mówiąc brzydko wywalone na oficjalne stanowisko KK odnośnie antykoncepcji w małżeństwie i nawet do Komunii idą bez skrupułów w tych sprawach?
Powiem tak:
Starałam się stosować npr. Prawie mi to zniszczyło małżeństwo, choć na początku mąż był jak najbardziej za tą metodą.
Znam swoje cykle, swój organizm, potrafię rozpoznać gdy jestem płodna.
Zdarza się jednak, że czasami zastosujemy prezerwatywę w okresie niepewnym, zdarzy się stosunek przerywany, ale jeszcze się nie zdarzyło, żeby mi czy mojemu mężowi jakiś ksiądz nie udzielił z tego powodu rozgrzeszenia.
Może gdybym miała spiralę na 5 lat to by nie mógł mnie rozgrzeszyć, bo wiadomo, że po odejściu od konfesjonału nadal ją będę mieć czyli postanowienia poprawy nie będzie w takim wypadku. Ale jeśli się staramy stosować npr, ale zdarzy się że zgrzeszymy sporadycznie antykoncepcją czy stosunkiem oralnym czy przerywanym to jeszcze nie jest koniec świata. Seks ma małżonków zbliżać do siebie a nie oddalać.
A odnośnie mężczyzn:
Tak, chyba mają wywalone.
Mój mąż przed ślubem był taki religijny. Do kościoła latał co niedzielę i we wszystkie świeta, a po ślubie npr go zaczęło drażnić (delikatnie mówiąc). Jego podejście jest ogólnie takie „Jak jesteśmy po ślubie to nikomu nic do tego jak, gdzie i w którą dz… się kochamy”. On nie czuje że grzeszy. Przykre to. Tym bardziej że mnie ciągnie za sobą w dół, bo ja dla dobra małżeństwa ulegam.
Gdybym mogła cofnąć czas, nigdy nie wyszłabym za mąż i byłabym dziewicą do śmierci. Przynajmniej nie miałabym dylematów moralnych i poczucia odpowiedzialności za drugiego człowieka.
To… bardzo przykre. Powinna Pani porozmawiać z mężem, ma Pani jedno życie i niech Pani go nie marnuje żałując decyzji podjętej lata temu. Wszystko jest możliwe z Bogiem.
Jeżeli ma pani prezerwatywy w domu, to jakie to jest postanowienie poprawy?
Ja facet nie mam wywalone. Żadziej po prostu dzielimy się między sobą dylematami. Taką mamy naturę że sami w sobie się gryziemy z problemami i albo je rozkminiamy albo walczymy do śmierci.
W tematyce NPR całkowicie pomija się aspekt mężczyzn. Cały czas na 3 spotkaniach nawija się o kobiecie, jej pochwie macicy śluzie krwawieniu itd. Ani słowem nie wspomina się o tym jak zwiększyć ilość nasienia czy poprawić jego jakość. Poza tym archaicznosc tej metody jaki i samego twórcy który pod koniec lat 60 stracił uprawnienia do wykonywania zawodu lekarza raczej nie przemawiają ani za skutecznością ani rzetelnością .
Dodam tylko, że nikt nie radzi mężczyznom w jaki sposób przetrwać kilkutygodniowe okresy abstynencji, gdy np. obok w łóżku śpi żona. Kilkutygodniowe, bo jesteśmy zmuszeni korzystać tylko z krótkiej trzeciej fazy. Pierwsza faza to okres, a potem od razu śluz, druga wiadomo. Trzecia krótka (6 dni!), bo niedoczynność tarczycy. I tak sobie żyjemy sfrustrowani i warczący na siebie…
Pomogło spanie oddzielnie, ale czy o to chodzi w npr? Jakoś to nas nie zbliża do siebie.
O to Bogu na pewno nie chodzi!
Seks ma małżonków zbliżać a nie oddalać.
Może bardziej dla zdrowia związku wyjdzie wam prezerwatywa i spowiedź?
Bóg zrozumie
Od ponad 9 miesięcy jestem żoną, próbuję stosować npr. Wierzaca, praktykujaca. Czekałam do ślubu. I niestety poczatki były okropne. Do dziś są chwile kiedy sięgamy po prezerwatywy bo dają lepsze nawilżenie i mniej boli. Npr spowodował we mnie ogromny lęk przed ciążą. Zawsze dzieci mieć chciałam a teraz? W życiu. Pierwsze cykle w miarę czytelne, 25-28 dniowe. Cieszyłam się ze okres nie zaskakuje, ze wiem co i jak z organizmem. Ale 2 ostatnie cykle to 32 dni i teraz prawdopodobnie z 43 dni. Jest 33 dzień cyklu, a ja nie mogę wspolzyc bo były 3 podejścia do owulacji zachwiane przez infekcje. Jedyne co teraz czuje to frustracja, bo okazało się że mam wysokie libido i chciałabym codziennie bliskości z mężem a nawet jak mam nieplodne to boli i przepada okazja. Czuję się fatalnie , bo wszyscy chwalą npr a jak przychodzi co do czego to jest tylko cierpienie. Metoda jest dobra na poczęcie, nie rozumiem czemu Kościół nie dopuszcza prezerwatyw. Nie wpływają na organizm, dla mnie jest przyjemniej, nie rozumiem…
Poszukaj mądrego spowiednika. Są tacy, którzy uznają, że więź małżeńska ważniejsza od tego strasznego „prezerwatywowego” grzechu. Piszę sarkastycznie, bo rozumieć to powinni wszyscy. Moja myśl jest taka: KK nie może oficjalnie ogłosić, że prezerwatywy są ok, bo boi się „uwolnienia” seksu, nawet w małżeństwie. Bo przedmiotowe traktowanie, bo unikanie poczęcia powiązane z postawą aborcyjną (skoro uważamy, że prezerwatywa daje pewność zabezpieczenia to nie dopuszczamy myśli o poczęciu a gdy się zdarzy jesteśmy skłonni do aborcji). Dla mnie to czysta, wydumana przez duchownych teoria nie mająca wiele wspólnego z rzeczywistością, ale jest i tyle. Więc oficjalnie pewnie niewiele się zmieni. Ale są też zalecenia dla spowiedników, żeby: 1. rozróżniali grzech od materii grzechu; 2. rozeznawali każdy przypadek osobno. I wielu mądrych (przeważnie starszych) tak robi i po rozeznaniu właśnie zezwala małżonkom (tym konkretnie a nie wszystkim w ogóle) na prezerwatywy. Niestety, bardzo wielu, szczególnie młodych, trzyma się „litery” i za skarby nie rozgrzeszy. Kiedyś miałam taki przypadek. Młody, bardzo fajny skądinąd ksiądz w ogóle pominął moje trudności w ustaleniu dni płodnych, pominął fakt posiadania sporej gromadki dzieci, problemy zdrowotne, pominął też to, że moje małżeństwo się sypie. Skupił się na moim braku żalu i chęci poprawy i nie dał rozgrzeszenia. Przez długi czas byłam pełna gniewu i żalu na Pana Boga, Kościół, męża, cały świat. Potem zaczęłam używać rozumu (dar Boski jakby nie było) i własnego sumienia (zawsze ma pierwszeństwo). Dla pewności chodziłam do spowiedzi do starszych księży, których znałam. Menopauzy bez prezerwatywy (lub tabletek) nie da się przejść i tak. Chyba, że się wcześniej rozwiedziesz.
Zdaję sobie sprawę, że od ostatnich komentarzy minęło już wiele czasu, jednak w tej kwestii jestem szczęśliwa, że mamy internet, bo w końcu widzę, że… Nie tylko ja miałam podobne problemy. Naszych pierwszych podejść było bardzo wiele, bo pierwszy raz nie miał nic wspólnego ze wspaniałym złączeniem ciał, był po prostu okropnie bolesny, i kilka kolejnych razów niestety też. I tu właśnie prezerwatywy były ratunkiem, bo tak jak piszesz, w nich mniej boli i pierwsze razy nie są takie straszne. Całe szczęście mam dobrego lekarza, który powiedział, że to zupełnie normalne, co się działo. Ale wracając, też stosujemy naturalne metody i poza tym, że dzięki niej wiem, kiedy będzie okres, jestem nią bardzo sfrustrowana. Mam bardzo długie, nieregularne cykle, a mąż chce się wstrzymać z dzieckiem do przyszłego roku, co jest dla nas bardzo rozsądnym rozwiązaniem. Z drugiej strony, każde z nas ucieszyłoby się z „wpadki”, ale nie ma na nią szans… Przez to naprawdę dużo tracimy, bo cykle są za każdym razem różnej długości i przez „ryzyko” owulacji musimy się powstrzymywać czasem przez dwa tygodnie z rzędu. A to przykre, bo zawsze wyobrażałam sobie dziecko jako dar od Boga, a nie wynik obliczeń…
Zauważyłem, że przez NPR, a co za tym idzie małą ilość zbliżeń, mamy jakiegoś fioła na punkcie seksu. Gdy stosujemy prezerwatywy, temat jakby się wycisza – jest więcej spokoju, mniej frustracji… Też macie takie odczucia?
My z Mężem po ślubie staraliśmy się o dziecko, udało się po około 3 miesiącach więc nawet nie zdążyliśmy za długo metody poużywac. Po porodzie byliśmy u instruktorki NPR i próbowałam coś notować, ale przy małym dziecku było ciężko prowadzić obserwacje, wszystko rozregulowane. Jak córka miała pół roku okazało się, że ponownie jestem w ciąży. Na początku przerażenie jak damy radę, ale teraz widzę, że Bóg miał na to plan, syn jest dla nas cudownym prezentem. Chcieliśmy stosować npr po drugim porodzie, zainwestowaliśmy nawet w drogi sprzęt jakim jest Tempdropa, ale czuję jednak taki lęk przed kolejną ciąża, że nawet obserwując się boje się zbliżenia. A wtedy kiedy mam największą ochotę okazuje się, że nie powinniśmy tego robić. Korzystaliśmy z prezerwatyw, ale mam potem wyrzuty sumienia no i nie mozemy przystępować do komunii co bardzo mnie boli. Już sama nie wiem co robić. Przykro mi, że był ślub, miało być już pięknie, a chodzimy sfrustrowani, że chcielibyśmy się kochać a nie możemy, a jak już możemy to ja nie czuje się komfortowo żeby to robić.
Wiecie co jest najgorsze? Kościół nie zmieni swojego zdania na temat antykoncepcji. Możemy sobie tu ponarzekać, powylewać nasze żale i frustracje, płakać (tak, my płaczemy przez NPR). Dobrze wszyscy wiemy że nic się nie zmieni. A naszych żali i tak nikt nie przeczyta, kto mógłby zmienić nauczanie w tej materii 🙁
Tak. Kościół nie zmieni zdania, przynajmniej na razie. Ale dojdzie do tego kiedyś, na pewno.
Stanie to się pewnie nieprędko, KK musiało by się przyznać do ogromnego błędu i źródła ogromnej liczby ludzkich cierpień.
Mogloby tez dojść do rozlamu, konserwatyści oderwali by się od KK (może to i dobrze?).
Kiedy odkryłam katolicką naukę moralną dotycząca seksualności bylm w ogromnym szoku, bo jest ona okrutna, każdy kto temu przeczy zakłamuje rzeczywistość i jest okrutny (mówię to z całkowitą pewnością).
Jednak była w tym dobra rzecz, dzięki temu przestałam ślepo uważać Kościół za nieomylny, zaczęłam sama myśleć.
Od najmłodszych lat jesteśmy uczeni bezkrytycznego podejście do wiary katolickiej.
To czym się teraz zachwycam to to jak ogromnie potrzebna i ubogacająca jest krytyczna wiara.
I pamietam zawsze o tych wszystkich cierpiących ludziach z powodu tej chorej nauki KK.
Naczytalam się mnóstwo różnych smutnych i przepełnionych cierpieniem historii.
Pozdrawiam i modlę się za cierpiących z tego powodu.
I dodam jeszcze, że nie bójmy się mieć w tej kwestii własne zdanie, nie bójmy się szukać we wlasnym sumieniu.
Tak, ale Kościół wprowadził pojęcie: źle ukształtowane sumienie 🙂 wszystko jest ok jeżeli nasze zdanie = zdanie Kościoła. My osobiście jeżeli używamy prezerwatyw to nie przystępujemy do Komunii. Nasi znajomi z kolei przystępują tylko na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Ale co gdy nie żałujemy i nie postanawiamy poprawy bo uważamy że Kościół się myli? Możemy przystąpić do Komunii?
Tak, Kościół wprowadził pojęcie źle uformowanego sumienia. To prawda, i obowiązkiem jest formiwanie swojego sumienia tak aby bylo właściwe. I nie oznacza to, że musimy zgadzać się z tym co mówi Kościół. To jest bardziej skomplikowane.
Kkk mówi tak: „Człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu
sądowi swojego sumienia. Gdyby dobrowolnie działał
przeciw takiemu sumieniu, potępiłby sam siebie” (KKK
1790)
Ten fragment mówi jednoznacznie, że jesteśmy zobowiazani wobec swojego sumienia, jeżeli jesteśmy co do niego pewni.
Warto zadać sobie pytania:
*dlaczego widzimy zło moralne w antykoncepcji i jakie zło w niej widzimy
*dlaczego npr nie jest antykoncepcją, a może jednak jest?
Jeżeli uważacie, że Kościół się myli dlaczego nie przystąpujecie do Komunii?
Czy widzicie grzech w antykoncepcji?
Nie przystępujemy na wszelki wypadek, żeby nie popełnić kolejnego ciężkiego grzechu. Nie, nie widzimy grzechu w prezerwatywach. W tabletkach już tak.
*do Ddamian
Ale nie rozumiem, skoro nie widzicie grzechu to dlaczego nie przystąpujecie do komuni?
Na wszelki wypadek?
Nie rozumiem takiego postępowania.
Oczywiście to jest Wasz wybór i szanuję go jaknajbardziej.
Takie są reguły gry ustalone przez Kościół. Popełniasz grzech ciężki – Komunia się nie należy. To Kościół decyduje co jest grzechem a co nie. Moje sumienie się nie liczy. Hannah, a Wy jak robicie?
Właśnie sumienie się liczy jaknajbardziej. Ja nie widzę grzechu w korzystaniu z prezerwatyw i przystępuje do komuni.
Buntuje się przeciwko temu, ze KK coś sobie wymyśliło i mam się temu podporzadkowywac.
Zresztą nie tylko ja się buntuje przeciwko temu bezmyslnemu zakazowi.
Jest mnóstwo ludzi ktorzy nie widzą w antykoncepcji grzechu, jest mnóstwo teologów i księży, a nawet biskupów którzy zła w prezerwatywie nie widzą.
W USA teolodzy wysłali list przeciwko HV, mogę podać nazwiska teologów ktorzy przeciwstawiają się HV, bodajże caly episkopat Niemiec odrzucił HV.
HV jest szeroko komentowane i krytykowanie (o ile można, bo przecież teolog może stracić posadę za krytykę nauczania KK).
Nie wiem czy npr jest aby na pewno takie zdrowe, szczególnie jeśli powoduje stres i frustracje.
Jesteśmy małżeństwem od 11 lat. Przed ślubem byliśmy zgodni w sprawie planowania rodziny. Po ślubie npr się sprawdzało. Chciałam najpierw skończyć studia i wówczas zaplanować dziecko. Jednak nagle mężowi npr zaczęło przeszkadzać. Zaczął robić mi wyrzuty z tego powodu. Wkurzał się, że „jakiś kalendarzyk ma mu wyznaczać kiedy ma mu się chcieć seksu”. Było mi bardzo przykro, bo widziałam jak się od siebie oddalamy. Mąż wręcz zaczął mnie karać brakiem seksu, bo w okresie niepłodnym obrażał się i zamykał na mnie.
Dla dobra małżeństwa po pół roku takiej męki uległam jego manipulacjom i współżyliśmy stosunkiem przerywanym. Już po miesiącu okazało się że zaszłam w nieplanowaną ciążę. Po porodzie kontynuowaliśmy stosunki przerywane, czasami zastosowaliśmy prezerwatywę. Wpadłam w depresje i zaszłam w drugą nieplanowaną ciążę. Potem okazało się, że pierwsze dziecko jest niepełnosprawne, a mężowi było daleko do męża i ojca roku.
Współżycia praktycznie nie było. Mąż się wkurzał. Żądał wypełniania małżeńskich obowiązków. A ja nie byłam w stanie spojrzeć na niego z miłością w głębokiej depresji, sama ze wszystkim bez wsparcia i ze strachem przed kolejną nieplanowaną ciążą. Małżeństwo się nam waliło.
Udało nam się je podratować po przeprowadzce na swoje. Seks wrócił, ale strach przed ciążą nie miną. Staramy się stosować npr, ale i taak panicznie się boję. Nie chcę mieć więcej dzieci. Każdego miesiąca w wielkim stresie wyczekuję okresu. Jak z tym żyć?
Nie jestem w stanie pomóc, lecz ciekawi mnie, skąd pojawił się pomysł na stosunek przerywany? Nie jest to przecież żadna metoda antykoncepcyjna. Wiadome jest nauce, że nasienie nie przechodzi tylko w momencie wytrysku końcowego, a może się pojawić wcześniej.
PS: czytam te komentarze szukając jakiegoś wyjaśnienia. Mąż chce (nagle, po kilku latach małżeństwa) npr, podczas gdy mnie te kalkulacje kojarzą mi się z rozpisywaniem harmonogramu pracy, w opozycji do seksu, mającego być aktem miłości a nie punktem w kalendarzu (jestem ateistką). Doskonale znam swój organizm, doskonale znam funkcjonowanie układu rozrodczego kobiecego i męskiego i doskonale zdaję sobie sprawę, że na cykl miesiączkowy mogą mieć wpływ różne czynniki, łącznie z niedoczynnością tarczycy, z którą walczę, łącznie ze stresem, który mam na co dzień w pracy (i w domu) i do końca nigdy nie będę mieć pewności, że dany dzień jest dniem niepłodnym (a może następny już będzie niespodziewanie płodny i plemniki z tego radośnie skorzystają). A co dopiero pozwalać mężowi na stosunek przerywany?! To jakby wkładać rękę blisko ogniska, niby szybko i mieć nadzieję, że się nie oparzę. Kilka razy zdążę rękę cofnąć a raz, cholera się zamyślę i już zaboli…
Cały internet katolicki jest pełen tego typu dramatycznych postów… Ja częściowo przez npr prawie nigdy nie współżyje z mężem. Zdarza się kilka, góra kilkanaście razy w roku… Jestem bardzo wierząca, ale tak jak wcześniej komentujący, widzę ogromny dramat w kompletnie nieewangelicznym i odrealnionym nauczaniu kościoła w tej kwestii. Przed ślubem nie wolno, po ślubie też nie :/
A co Pani mąż na to, że tak rzadko współżyjecie? Akceptuje to?
U nas wiek 45 lat i u nas z tym NPR to teraz współżycia prawie nie ma, może 2 razy na rok. Mamy 3 dzieci w tym jedno małe 3 latka, mieszkanie ciasne dwoje nastolatków w domu co chodzą spać ok. 23,-24. Szans na współżycie prawie nie ma. Ciąża nie wchodzi już w grę z/w na wiek, ja się panicznie boję ciąży i premenopauzy a mąż jest przepracowany na 2 etatach i praktycznie nie ma ochoty a jak już ma to jest ten niewłaściwy dzień płodny i zero seksu. Mąż miał zawsze inne zdanie niż ja i on uważa na luzie że Kościół nie powinien zaglądać nam pod kołdrę i księża nie mają pojęcia o życiu a sami skaczą na boki.bo nie wytrzymują bez seksu. Mąż nie uważa seksu oralnego bez współżycia za grzech i tego by chciał czasem. Jedyny super czas u nas że współżyciem to był w czasie starań przez 3 lata o trzecie dziecko, żadnego npr wtedy kiedy chcieliśmy to mogliśmy i czuję że tak powinno to wyglądać a nie te wszystkie wykresiki i abstynencja co nas oddalało zawsze i frustrowało. Jaki jest sens kochać się w 3 fazie gdy ja mam mega napięcie przedmiesiączkowe, chodzę nerwowa i bo mnie brzuch? I fazą przypada na miesiączkę a w 2 nie wolno z prezerwatywą bo grzech no ludzie! Jak człowiek ma zaspokajać swój popęd z żoną czy mężem jak wiecznie się nie da lub grzech? Z perspektywy kilkunastu lat w małżeństwie zmieniłam zdanie o NPR o 180 stopni. Czasem sięgamy po prezerwatywę jak już jest jakiś moment wogóle na współżycie i sumienie miówi że dobrze robimy. Jeszcze kilkanaście lat temu chyba bym zemdlała z wyrzutów sumienia ale życie zweryfikowało moje podejście i faktycznie uważam że KK nie ma pojęcia o współżyciu i małżeństwie.
Dobrze, że na tą stronę trafiłem bo jakoś lżej się na sercu zrobiło, że inni też mają z NPR problem. Tyle jest książek i artykułów lukrujących NPR, że w obliczu własnych problemów związanych ze stosowaniem NPR zacząłem się zastanawiać, czy to może z naszym małżeństwem jest coś nie tak.
NPR jest chyba tylko dla naprawdę świętych – ja mam wrażenie, że moje małżeństwo się rozpada przez tą metodę (wróciliśmy do stosowania rok temu). Najbardziej frustrujący rok w moim małżeństwie! Oddalamy się od siebie i to fakt, choć pogłębiona lektura sprawia, że już nie możemy z czystym sumieniem wrócić do stosowania prezerwatywy w okresie owulacji. Nie ma więc odwrotu i to najbardziej frustruje. Naprawdę czuję, że przez wierność nauczaniu Kościoła moje małżeństwo się rozpada!
Mamy już gromadkę dzieci w tym 3 z naszych „błędów” kiedy się jeszcze tej metody uczyliśmy (cieszymy się z każdego dziecka, niezależnie czy zaplanowanego na 100% czy tylko na 1%). jesteśmy otwarci na kolejne choć w naszym wieku (40) to już bez entuzjazmu do takich pomysłów. Ale ostatni rok z nowym podejściem do NPR to tragedia – pełna kłótni, frustracji oraz wypowiedzianych (w dialogu) i niewypowiedzianych żali. Apogeum było w covidowe święta i nowy rok. Wtuleni w siebie przed telewizorem nie mogliśmy się kochać bo znów „to nie ten czas”. Żeby się nie rozbudzać lepiej było się oddalić. Obiecaliśmy sobie rewanż gdy już będzie można no i było – w styczniu, środku tygodnia po pracy bez romantyzmu bo był „dobry czas”. Został tylko kac na drugi dzień, że coś straciliśmy bezpowrotnie – naszą spontaniczność i wolność od dni cyklu. Nikt tego nie napisze, ale mam wrażenie, że od kiedy stosujemy NPR to staliśmy się niewolnikami tej metody – nasze małżeństwo jest dla NPR a nie NPR dla nas.
zgadzam sie w 100% procentach. NPR odziera seks z naturalności.
Trzy słowa do księdza prowadzącego..
Bóg Ci zapłać….
Npr szkoda ze rodzice tych zatwardziałych czarnych jak Afryka księży nie stosowali w 100% NPR…