Katolwica: Po co komu w szkołach edukacja seksualna? Przecież wiedzę o seksie od pokoleń przekazywali rodzice. Czy warto przełamać „monopol” rodziny na uświadamianie młodzieży?
Aleksandra Dulas: Rodzina w Polsce nie ma monopolu na edukację seksualną, prowadzi raczej zmowę milczenia. Młodzież mówi nam bardzo wyraźnie, że u nich w domu nie rozmawia się o seksualności, że to jest temat tabu. Czasami podsunie się dziecku jakąś książkę, czasami coś przebąknie o niechcianej ciąży, ale do szczerej rozmowy bardzo temu daleko. Rodzice wstydzą się mówić, młodzież woli dowiadywać się z innych źródeł. Dziś monopol na edukację seksualną ma Internet, nie rodzina. I dlatego tak ważna jest alternatywa. Bo jeśli dziecko całą swoją wiedzę o dojrzewaniu, relacjach, seksualności zdobędzie w sieci, to nie będzie to przekaz rzetelny, bezpieczny ani mądry. Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na jedną rzecz. Relacje między rodzicami i dziećmi są z natury aseksualne. Nie lubimy myśleć, że nasi rodzice uprawiają seks, nie lubimy w tym kontekście myśleć o swoich dzieciach. I dlatego rozmowa jest trudna, co nie znaczy, że nie jest możliwa. Musi być ona jednak prowadzona na pewnym stopniu ogólności. A młodzież czasem potrzebuje wiedzy bardzo konkretnej. Ostatnio młody mężczyzna zapytał mnie skąd ma wiedzieć, czy jego dziewczyna naprawdę chce uprawiać seks, a nie robi tego tylko dla niego. Skąd wiedzieć, że ona naprawdę chce. Dziewczyna przyszła i powiedziała, że ma problem z pornografią, bo chyba za bardzo wkroczyła w jej życie. Oni z tym nie pójdą do rodziców. Bo będą się bali oceny, strachu rodziców, potrzebują zwyczajnie porady fachowca. I dostają ją, najrzetelniejszą, najwnikliwszą, rozważną. Tego jako edukatorzy jesteśmy uczeni. Nie krzywdzić, nie oceniać, mieć baczenie na przyszłe życie seksualne tych młodych ludzi. Edukacja seksualna w szkole to świetne miejsce na dyskusję o odpowiedzialności, przyjemności, relacjach, zdrowiu. O tym, jakie miejsce w naszym życiu ma seksualność, czym dla nas jest.
K: Janusz Korwin-Mikke powiedział kiedyś, że lekcje edukacji seksualnej to okaleczanie psychiki dzieci. Stwierdził też, że koń i baran,nie mają takich lekcji, a umieją „to” robić. Jak rozmawiać z osobami, które podzielają tego typu poglądy?
AD: Oby nasza seksualność była bardziej złożona niż konia i barana. Przecież dla człowieka ta sfera to nie tylko popęd i prokreacja. To cała gama uczuć, relacji, aspektów kulturowych, etycznych, prawnych, psychologicznych, socjologicznych. Naprawdę nie ma o czym rozmawiać? Ja nie wiem, jak wyobraża sobie te lekcje Korwin-Mikke, ale na takie lekcje jakie wymyślił, też nie posłałabym własnego dziecka. Ludzie, przestańmy myśleć o seksie tylko w kontekście penisa, pochwy i aktu płciowego. Tego rzeczywiście nie trzeba uczyć. Ale żeby to niosło za sobą dobre uczucia, w tym przyjemność to już trzeba włożyć w to trochę pracy. A jeszcze żeby dowiedzieć się jakie ja mam potrzeby i marzenia w kontekście swojego życia, w tym seksualnego, to już trzeba wielu godzin rozmów. O tym czym jest relacja, bezpieczeństwo, odpowiedzialność za drugiego człowieka, rodzicielstwo, akceptacja. To w wielu przypadkach są rozmowy o wartościach.
K: W jaki sposób pogodzić przekonania religijne rodziców (na przykład dotyczące tego, że seks powinno uprawiać się wyłącznie po ślubie) z posyłaniem dziecka na „lekcje o seksie”? Jak to się ma do wynikającego z Konstytucji prawa do wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami?
AD: Mogę odpowiadać tylko za lekcje, które prowadzi Fundacja Spunk. I tu z pełną odpowiedzialnością powiem, że każde dziecko bez względu na przynależność religijną i kulturową jest traktowane z pełnym poszanowaniem swojego światopoglądu. Jeśli na przykład mówię o środkach antykoncepcyjnych, to zawsze podkreślam, że wybór metody musi być zgodny ze światopoglądem partnerów. Dokładnie opowiadam np. jak działa „tabletka po”, żeby młody człowiek wiedział, czy jest to rozwiązanie zgodne z jego wartościami. Uważam, że bez względu na poglądy, wiedza potrzebna jest każdemu, choćby po to żeby dokonywać niezależnych wyborów. Jednak mam wrażenie, że to nie antykoncepcja budzi najwięcej emocji, tylko kwestie związane z orientacją seksualną. I tu nasz przekaz jest jednoznaczny. Pod żadnym pozorem, nigdy, nikomu nie wolno robić krzywdy. Ani mową, ani uczynkiem. Nikt nie stanie się homoseksualny po naszych zajęciach, ale może ktoś o odmiennej orientacji psychoseksualnej zyska chociaż jednego sprzymierzeńca wśród rówieśników. Może będzie mu łatwiej przetrwać w szkole, może będzie mniej narażony na szykany, depresję, próby samobójcze. O co mogą bać się katoliccy rodzice? Że ich dziecko będzie bardziej empatyczne? Poza tym wśród katolickich dzieci też są geje i lesbijki. Może warto, żeby mieli oni z kim porozmawiać, do kogo się zwrócić po pomoc w trudnościach związanych z dorastaniem. A czy seks po ślubie, czy przed? To indywidualna sprawa każdego z nas. Młodzież dyskutuje o tym na naszych zajęciach. Znajduje plusy i minusy obydwu opcji. Życie nie jest proste, dorastanie nie jest proste. Dlatego warto rozmawiać i szukać odpowiedzi najlepszych dla siebie.
K: Co, Twoim zdaniem, jest obecnie największym zagrożeniem dla rozwoju psychoseksualnego dzieci i młodzieży?
AD: Nowoczesne technologie i wynikająca z nich samotność.
K: Jeden z moich znajomych psychologów powiedział kiedyś, że Polska jest rajem dla pedofilów – co ma związek z tym, że dzieci nie mają świadomości własnego ciała i nie są uczone mówienia „nie” (dziecko często jest zmuszane do pocałowania wąsatego wujka). Myślisz, że to uzasadniona opinia?
AD: Myślę, że tak. Jeden z kolegów mojego syna, mając lat może siedem, powiedział – dorosłych trzeba zawsze słuchać. Zmroziła mnie ta wypowiedź dziecka. Bo co to znaczy zawsze? Jakich dorosłych? Wszystkich? Uczymy dzieci posłuszeństwa, zawstydzamy w kwestiach cielesności, a potem jesteśmy zdziwieni, że molestowane nie powiedziało mamie, tacie, czy komukolwiek. Jak miało powiedzieć, przecież dorosłych trzeba słuchać, a ciało jest wstydliwe. Do tego tłamsimy w dzieciach naturalną negację, wykrzykiwanie – nie, nie zrobię tego! Nie pójdę! No przecież ono wtedy uczy się odmawiać, buduje swoją malutką niezależność. I jeszcze to zawstydzenie ciałem, ten brak zachwytu nad ciałem, które przecież jest tworem cudownym. To wszystko razem powoduje, że dziecko jest bezbronne. Ale jak mamy zachwycać się ciałem dziecka, kiedy bardzo często nie lubimy własnego? To złożony problem i myślę, że z przyczyn kulturowych w Polsce bardzo silny.
K: Czy młodzież otwiera się przed osobami z zewnątrz podczas warsztatów i spotkań, które dotyczą miłości i seksu?
AD: Tak. Młodzież wbrew obiegowym opiniom, bardzo chętnie rozmawia, pyta, dyskutuje. I to, że jesteśmy osobami z zewnątrz bardzo pomaga. My ich nie oceniamy, nie pójdziemy do pokoju nauczycielskiego omówić co Krzyś, czy Piotrek powiedzieli, jesteśmy dla nich przez 10 godzin i ewentualnie później odpowiadamy na pytania w mailu zaufania.
K: Argumentem, który osoby bardziej otwarte wytaczają przeciwko edukacji seksualnej w szkołach jest to, że dzieciaki i tak mają mnóstwo lekcji i są przemęczone. Jak się na to zapatrujesz?
AD: Nasze zajęcia odbywają się zamiast innych lekcji. Uważam, że jak wypadnie z planu jedna godzina geografii, czy historii, to nikomu to kariery nie zwichnie. Ale jak zajdzie w nieplanowaną ciążę, zakazi się WZW, albo wpadnie w depresję po nieudanej relacji, to już może być różnie. A na to, że dzieciaki są przeciążone, zapatruję się bardzo negatywnie. Wykańczamy własne dzieci. Nie reformujemy edukacji, nie dbamy jako społeczeństwo o młodych ludzi. To jest nasz wielki grzech.
K: Jak oceniasz stan wiedzy o seksie wśród polskich dzieci i wśród ich rodziców oraz nauczycieli?
AD: Bardzo różnie. Są świetni nauczyciele Wychowania do Życia w Rodzinie, są bardzo słabi. Niektórzy rodzice doskonale sobie radzą z edukacją swoich dzieci, inni w ogóle pomijają ten temat. Mogę jednak powiedzieć, że widać pozytywną zmianę. Młodzi rodzice, tacy przed trzydziestką, chętnie się dokształcają, chętnie przychodzą na spotkania dotyczące seksualności, kupują książki. Traktują rozwój psychoseksualny swoich dzieci poważnie. Zapraszają nas też do przedszkoli na zajęcia z nauczycielkami, ale też z dzieciakami. Robimy warsztaty o strefach bliskości, o dotyku, o odmawianiu, prawie do intymności. Kiedy prowadzimy zajęcia z dziećmi, rodzicami i wychowawcami to wyniki są dobre. Dzieci widocznie zmieniają swoje zachowania.
K: Z czego, Twoim zdaniem, wynika opór części dorosłych przed edukacją seksualną prowadzoną przez specjalistów?
AD: Z niewiedzy i tego, że są nią straszeni. Nie wyobrażam sobie żeby ktoś, kto dobrze poznał program, który realizujemy był mu przeciwny. Ale jeśli usłyszy, że namawiamy do wczesnego współżycia, promujemy homoseksualizm (cokolwiek to znaczy), zachęcamy do posiadania wielu partnerów – to się przestraszy. Dlatego mam żal do ludzi, którzy straszą edukacją seksualną. Robią tym krzywdę młodym ludziom, zabierając im dostęp do rzetelnej wiedzy. A ilość prawdziwych zagrożeń czyhających na dzieciaki w Internecie, na portalach społecznościowych jest tak ogromna, że nie można tego pomijać milczeniem. Nie wolno chować pod dywan realnych zagrożeń a straszyć specjalistą od seksu, który może pomóc zrozumieć otaczający świat, zwrócić uwagę na prawdziwą seksualizację, a nie wyimaginowaną.
K: Co dobrego – także dla osób religijnych – wynika z „tych lekcji o seksach”?
AD: Rozmowa o jednej z najważniejszych sfer ludzkiego życia. Osoby religijne też uprawiają seks, też czerpią z niego przyjemność, też mają dzieci. Nie ma znaczenia nasz światopogląd, jeśli chodzi o stosunek do własnego ciała. Jeśli jest negatywny – cierpimy. Bez względu na to w jakiego Boga wierzymy, czy też nie wierzymy. Dobrze jest posiadać wiedzę o sobie, swoim zdrowiu, o zagrożeniach płynących z podejmowanych decyzji. Dobrze też mieć tyle informacji żeby móc świadomie iść swoją drogą. Nie taką, którą ktoś nam narzucił. Miałam na zajęciach dzieciaki katolickie, muzułmańskie, dzieci ateistów, zielonoświątkowców. Nikt pod wpływem tych zajęć nie zmienił religii. Mam jednak nadzieję, że stali się ostrożniejsi w podejmowaniu decyzji, bardziej rozważni, refleksyjni i wnikliwi. Liczę też na to, że przynajmniej część z nich skłoniliśmy do większej empatii i próby zrozumienia ludzi z innym poglądem na świat, w tym seksualność.
thorgi
Dla mnie tego typu 'fundacje’ to raczej deprawatorzy a nie edukatorzy seksualne. Będę starał się z daleka trzymać moje dzieci od tego typu instytucji. Pobieżnie przeglądając materiały tej fundacji (wywiady, artykuły itd) raczej nie znalazłem katolickiej etyki seksualnej – być może się mylę – ale sporo tam haseł 'równości’, LGBT, antykoncepcja itd.
B.
Bardzo mądry i potrzebny artykuł.
Kristobald
Neomarksistowscy deprawatorzy. Co Pani promuje, Nie Katolwica tylko katolewica.
Marcuse
Dziecko w którym zostaną rozbudzona seksualność zawczesanie nigdy nie bedzie wstanie wykorzystać w pełni potencjału które posiada bo zawsze będzie miało „przyjemność instans”.
Pani Dulas i inni „pontoniaże” mogą edukować i uczyć dzieci jak się onanizuje najlepiej już w podstawówkach ale ciekawe komu będzie się chciało ćwiczyć dziesiątki godzin aby się czegoś nauczyć a potem odczuć prawdziwą satysfakcje z: gry na instrumencie, wybudowanego mostu czy pomocy wyleczonemu pacjentowi.
korekta
* „pontoniarze”
Saffron Jahan
I know this web site provides quality based articles or reviews and extra material,
is there any other web page which presents such data in quality?
saffronviet
Very good info. Lucky me I discovered your blog by chance (stumbleupon).
I’ve book marked it for later!