„Szeląg, a ty byś puściła Alę na Halloween?” – takie pytanie zadała mi ostatnio znajoma, która jest umiarkowaną katosceptyczką – choć absolutnie nie jest agresywna i nie domaga się delegalizacji Kościoła. O tym, czy Halloween jest w porządku, czy może raczej ocieka satanizmem tak samo, jak Hello Kitty, pisali już niemal wszyscy katoliccy publicyści. Postanowiłam więc tym razem nie analizować zbyt głęboko znaczenia tego święta i jego pochodzenia, lecz znaleźć wspólnie z Mężem odpowiedź na to, czy wysłalibyśmy Alę na taką imprezę i dlaczego. Stwierdziliśmy, że byłoby to zależne od paru czynników…
W krainie dyń i dmuchanych pająków
Po pierwsze, ona sama musiałby mieć na to ochotę. Wiem, że czasami rodzice popychają dzieci w kierunku zbiorowych zabaw, aby nieco przyspieszyć ich socjalizację, lub też zniechęcają je do tego, by nie musieć odwozić malucha do dziecięcej imprezowni. Ala musiałaby więc przejawiać chęć uczestniczenia w takiej zabawie – uważamy, że dziecko ma prawo (oczywiście do pewnego stopnia) decydować o sposobie spędzania wolnego czasu.
Po drugie, zależałoby nam nam na bezpieczeństwie naszej latorośli. Tego chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć – po prostu ważne jest to, aby podczas zorganizowanych imprez dziecko miało zagwarantowaną opiekę kogoś dorosłego, kto jest w stanie zareagować, gdy wydarzy się coś nieoczekiwanego.
Oczywiście, chcielibyśmy także poznać ramowy plan imprezy. Nie mamy nic do tego, aby dzieciaki przebrane za wróżki, rycerzy lub (o zgrozo!) Harrego Pottera brały udział w konkursach zwinności lub bawiły się w chowanego – nawet wtedy, gdy na sali znajduje się wydrążona i świecąca „pogańskim” światłem dynia. Nasz sprzeciw wzbudza jednak pomysł puszczania dzieciakom ociekających krwią horrorów (tak, spotkaliśmy się kiedyś z tego rodzaju Halloween party!). Z racji tego, że wierzymy w istnienie świata niewidzialnego, nie zgodzilibyśmy się także na udział Ali w przyjęciu, podczas którego „atrakcją” byłoby na przykład wywoływanie duchów. Nieco mroczna sceneria i sam fakt, że dana impreza odbywałaby się akurat TEGO dnia nie stanowiłyby dla nas przeszkody w tym, by po prostu życzyć jej udanej zabawy.
Co to znaczy „obchodzić Halloween”
Czy zatem mamy jakikolwiek problem z obchodzeniem Halloween? Cóż, odpowiem jak rasowy psycholog: to zależy. Z racji wykonywania zawodu psychoterapeuty, mam tendencję do doprecyzowywania tego, co użyty termin oznacza – i dlatego warto tutaj postawić pytanie, czym jest współcześnie „obchodzenie Halloween”. Po pierwsze, jeśli chodzi o obchodzenie tego święta tak, jak opisują to niektóre prawicowe tabloidy, to oczywiście, że mamy coś przeciwko. Pierwotne celebrowanie Halloween prawdopodobnie wiązało się z magią i okultyzmem, który, jako osoby wierzące, odrzucamy. Ani ja, ani Kacper nie wzięlibyśmy udziału w imprezie, podczas której podpisuje się cyrografy czy wywołuje duchy. Ale w tym miejscu trzeba powiedzieć: w tego typu rzeczy bawią się bardzo nieliczne osoby (osobiście nikogo takiego nie znamy). Dla większości świętowanie Halloween oznacza po prostu bal przebierańców w creepy klimacie, wypicie ze znajomymi paru piw lub – w wersji dla zabieganych – pumpkin latte w sieciowej kawiarni. I tutaj nie widzę żadnych elementów satanistycznych, które miałyby odciągnąć nas od wiary. Halloweenowy klimat jest w gruncie rzeczy jest tym samym, co opowiadanie sobie strasznych historii na koloniach lub oglądanie horrorów – zaspokojeniem potrzeby dreszczyku emocji i – poniekąd – sposobem na radzenie sobie z nieuchronnością śmierci. Pamiętacie, że w kultowej grze The Sims 2 Ponury Kosiarz niekiedy przychodził po Sima w towarzystwie tancerek hula? Obśmiewanie śmierci jest bardziej powszechne, niż wielu z nas sądzi!
Hamerykański wytwór vs. Wszystkich Świętych
Czy Halloween przybyło do nas zza oceanu? Tak. Czy jest przejawem globalizacji? Tak. Czy to źle, że się pojawiło? Nie sądzę! We współczesnym świecie nie da się od globalizacji uciec – kochamy amerykańskie filmy o superbohaterach, jedzenie burgerów (akurat w naszym przypadku w wersji wege) jest powszechne i nie wywołuje emocji (no chyba, że u dietetyków). Samochody, którymi jeździmy, są importowane, a dzięki Facebookowi (który przecież również nie jest dziełem Polaka) możemy być w kontakcie z ludźmi z całego świata. To, że coś pochodzi z innego kręgu kulturowego, wcale nie musi oznaczać, że jest złe. Zresztą tak naprawdę dobra kulturowe (i nie tylko!) były wymieniane przez różne narody już setki lat temu – taki pomidor chociażby, choć wchodzi w skład kochanej przez 90 procent Polaków zupy pomidorowej, nie ma przecież polskiego rodowodu – przybył do nas z Ameryki Południowej…
Nie sądzę też, aby świętowanie Halloween miało wyprzeć obchodzenie dnia Wszystkich Świętych. To, że coraz mniej osób chodzi 1. listopada do kościołów, nie wynika z tego, że opętał je diabeł wyskakujący z dyni, lecz z ogólnego procesu laicyzacji społeczeństw. Co więcej, według naszej teorii (ale za nią oberwiemy!) Halloween może się z dniem Wszystkich Świętych i zaduszkami w pewien sposób komponować, tworząc specyficzny „tryptyk”. Halloween przemawia do nas przecież mroczną (i, przyznajmy, kiczowatą) estetyką rozkładu materii – a to właśnie czeka po śmierci nasze ciała. Odnosi się więc do sfery cielesnej, która jest nietrwała, ułomna i którą czeka kres. Wszystkich Świętych z kolei mówi nam, że ten rozkład i grób to wcale nie koniec – nasze dusze są nieśmiertelne i – jeśli będziemy żyć blisko Boga – osiągną wieczne szczęście w raju, w którym nie ma ohydy procesów gnilnych. 2. listopada to natomiast wezwanie do pokuty i pamięci o tym, że pewnego dnia (może jeszcze dziś?) każdy z nas zostanie osądzony. Halloween jest więc „świętem” świeckim i dlatego odnosi się do warstwy materialnej, zaś 1. i 2. listopada przynależą do rzeczywistości kościelnej, duchowej – i dlatego odnoszą się do wieczności. Razem te trzy dni mogą być nam pomocne w zrozumieniu tego, czym jest śmierć – i czym nie jest.
Nie wierzę w to, że przez celebrowanie jednego dnia tej nowej, świeckiej tradycji, jaką jest Halloween, Ala miałaby porzucić Kościół – rolą wszystkich wierzących rodziców jest tłumaczenie dziecku wiary i jej praktykowanie każdego dnia. Wierze dziecka nie zagraża dynia ze świeczką w środku, lecz brak autentyczności rodziców, przekazywanie mu niespójnej pseudoteologii i zostawianie jego pytań bez odpowiedzi.
Mamy nadzieję, że unikniemy tego rodzaju katowychowawczych błędów, dzięki czemu Ala zdecyduje się iść przez życie z Bogiem.
„Hamerykański” ? Co to za wyraz?
„A taki był ładny, hamerykański, szkoda…” 🙂
Takie to stapanie po lodzie. 'unikajcie wszystkiego co ma choćby pozór zła’.
Internet to nośnik zła. Co tu zatem robisz? 🙂
Halloween – bal przebierańców, słodycze, dobra zabawa – TAK!
Halloween – wywoływanie duchów, horrory – NIE!
takie moje podejście
Zgadzam się w 100%! W samym przebieraniu i balu dla dzieci nie ma nic złego. Tak długo jak nie ma wymienionych w Twoim tekście „atrakcji” jak wywoływanie duchów czy rzucanie „zaklęć” na innych ludzi. Zła unikać trzeba, ale nie popadajmy w paranoję. ??