PiS zwiększa kary za znęcanie się nad zwierzętami.
Wśród moich znajomych, którzy nie lubą partii Jarosława Kaczyńskiego, a jednocześnie kochają zwierzęta, nie brakuje głosów oburzenia: często słyszę, że to „cyniczne granie cierpieniem zwierzaków”.
Może i tak. Może rzeczywiście PiS chce zdobyć elektorat wśród cyklistów i wegetarian. Może chodzi o sprawy wizerunkowe. Polityka ma jednak to do siebie, że liczy się w niej skuteczność, która ma przełożenie na słupki. Ale może problem leży jednak głębiej…
To chyba już czas, by zaznaczyć, że mnie również daleko do PiSu. Nie lubię tej partii, nie głosuję na nią, a liczne wypowiedzi posłów Prawa i Sprawiedliwości sprawiają, że robi mi się słabo. Ale jednak chęć zajęcia się tematem zwierzaków (które w Polsce, przyznajmy, często doświadczają przemocy), jest czymś, co odbieram mimo wszystko pozytywnie. Wiem, że to trudne, ale chyba musimy się nauczyć chować swoją podejrzliwość do kieszeni, kiedy chodzi o sprawy istotne (a dla mnie, wegetarnianki i miłośniczki braci mniejszych, to jest jedna z istotnych spraw). Że PiS to robi „pod publikę”? A co, jeśli nie i członkowie partii (przynajmniej niekórzy) naprawdę chcą poprawić los zwierzaków? Wówczas, przypisując im manipulację, grzeszymy przeciwko ósmemu przykazaniu. A nawet, jeśli jest to tylko „zagrywka”, mająca ocieplić wizerunek partii, to… czy Azorkom i Mruczkom robi to różnicę?
Oczywiście, samo karanie nie rozwiąże problemu. Trzeba wpajać dzieciakom szacunek do słabszych i bezbronnych – w tym również do zwierząt. Dom i szkoła powinny tłumaczyć maluchom, że pies, kot, lis i jeż również mają układ nerwowy, który predysponuje je do odczuwania bólu i lęku. Nie wolno też lekceważyć sygnałów, że ktoś robi zwięrzęciu krzywdę – także dlatego, że niemal każdy psychopatyczny morderca zaczynał od zadawania bólu zwierzętom… Obecnie jednak kara za wyrządzanie okropnych rzeczy psu czy kotu jest tak niska, że na ogół udaje się jej uniknąć – a jak wiadomo, to nie wysokość kary, lecz jej nieuchronność, ma „moc” odstraszającą. Potencjalne kary muszą być na tyle wysokie, by zanim ktoś podniesie rękę (lub też kij albo cokolwiek innego) na swojego psa, miał świadomość, że za to odpowie.
Mimo że chciałabym, aby czas rządów Premier Beaty Szydło dobiegł końca, to za tę inicjatywę dziękuję. Nie pozwólmy się owładnąć nieufności. Nie wylejmy pieska z kąpielą.