Gdyby ktoś uważał, że w polskiej polityce zagranicznej mamy niedobór porażek i wstydu, to proszę – do krajów, z którymi mamy kosę, dołączył Izrael.
Nie chcę się jednak skupiać na propozycji nowej ustawy (choć, przyznaję, uważam ją za zbędną i szkodliwą). Na tym polu zostało wypowiedzianych zbyt wiele słów. Kryzys polsko-izraelski był jednak okazją do tego, by przypomnieć sobie o chwilach, kiedy to nie było czasu na kłócenie się o kolejne ustawy, a potrzebne było realne działanie – pomaganie sobie w obliczu zagrożenia. Obecna sytuacja jest doskonałym pretekstem do tego, by przypomnieć sobie o ludziach, którzy w imię dobra i uniwersalnych zasad moralnych byli w stanie zaryzykować własne życie – jedną z takich postaci jest Irena Sendlerowa.
Nie ma chyba w Polsce osoby (a przynajmniej taką mam nadzieję), która nie kojarzy nazwiska tej niezwykłej kobiety z niesieniem pomocy Żydom. Dziś pewnie każdy z nas (znowu: mam taką nadzieję) uważa ją za postać na wskroś wybitną, za bohaterkę czasów, w których rozpanoszyło się zło. Uratowanie nawet jednego człowieka jest – jak pisał Abraham Cohen – jakby ratowaniem całego świata. Sendlerowa uratowała 2,5 tysiąca żydowskich dzieci.
Wiele lat po wojnie ta niezwykła osoba wspominała, że z powodu jej działalności często spotykała ją… krytyka. Jak twierdziła, po zakończeniu wojny nawet ze strony osób konsekrowanych zdarzyło jej się usłyszeć pytanie „po co ratowała tych Żydów”. Dziś wydaje się to absurdalne, ale działania Sprawiedliwej wielu Polaków uważało za niepotrzebne, zbędne, głupie. Moim zdaniem, płynie z tego niezwykle cenny wniosek.
Często wydaje nam się, że kiedy zdecydujemy się czynić dobro, inni będą nosić nas na rękach i wpierać nasze działania. Czasami jednak robienie tego, co słuszne, wymaga narażenia się na krytykę ze strony osób, które powinny nam kibicować. Przecież – tak na zdrowy rozsądek – Polacy (którzy przecież również byli według nazistowskiej ideologii nic niewartym narodem), powinni wspierać Sendlerową w ratowaniu tych, którzy mieli zostać eksterminowani. Nie każdy był gotów narażać własne życie – i nie sposób jest rościć sobie praw do oceny moralnej tych, którzy zwyczajnie bali się pomagać Żydom – ale niepojęte wydaje się krytykowanie działalności kogoś, kto wykazywał się bohaterstwem. A jednak.
Ze wspomnień Ireny Sendlerowej płyną zatem dwie bardzo ważne nauki. Pierwsza jest niezwykle gorzka: to, że postępujemy słusznie, nie zawsze będzie ciepło przyjęte. Być może za nasze dobre wybory zostaniemy skrytykowani przez własnych rodaków, współpracowników, rodzinę. Ale druga nauka jednak napawa optymizmem: po jakimś czasie (choć czasem bardzo, bardzo długim) za nasze wysiłki otrzymujemy nagrodę. Sendlerowa została w końcu uznana za postać wybitną, a także otrzymała tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Finalnie nawet mainstream idzie po rozum do głowy, a złe i głupie ideologie zawsze w końcu upadają. Hejterzy? Nawet oni kiedyś zamykają usta, wstydząc się głupot, jakie wygadywali „dawno temu”.
Jest więc szansa, że za dobro, które próbujemy czynić „na przekór”, usłyszymy kiedyś „dziękuję”.