#mojaMaryja
Moja relacja z Tą, którą kobiety śpiewające majowe nazywają „Królową dziewic”, a prawosławni, wykonujący Akatyst do Najświętszej Marii Panny „raną bolesną zadaną demonom”, układała się bardzo różnie. I chyba dopiero niedawno udało mi się odkryć i zrozumieć Maryję po swojemu, integrując poznawczo i emocjonalnie różne fragmenty maryjnej układanki…
Niewieście problemy z Niewiastą obleczoną w słońce
Kiedy zaczynamy budować z kimś relację, to zwykle na początku chcemy wiedzieć, jak się do tej osoby zwracać. Jest to oczywiście zależne od tego, kim ta osoba jest – swojemu szefowi będziemy „panować”, a nowo poznanemu kumplowi możemy mówić „stary” (ja akurat mówię tak nawet do niektórych znajomych płci żeńskiej, ale to kwestia naszego specyficznego poczucia humoru…). To właśnie stanowiło dla mnie przeszkodę w budowaniu relacji z Maryją – kiedy moje dziecięce wyobrażenia o Niej straciły na aktualności, to nie wiedziałam, w jaki sposób mam się do Niej zwracać, jak się do Niej zbliżyć, jak „ugryźć” temat maryjnej pobożności. Z napotykanych przeze mnie wyobrażeń i opisów Maryi wyłaniał się Jej obraz jako Kogoś, kto łączy w sobie elementy chrześcijańskiego odpowiednika bogini-matki oraz infantylnego dziewczęcia, które nie miało żadnego wpływu na swoje życie. Ludowy kult Maryi nierzadko wiązał się też z teologicznymi błędami – na przykład fragment pieśni „Serdeczna Matko”: ” Bo kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy kto się do Matki uciecze”, sugeruje, że miłość Maryi do ludzi jest większa od miłości samego Boga… Oczywiście, w tym wszystkim dominował męski punkt widzenia Maryi – stare modlitwy i teksty rozważań podejmują głównie wątki Jej pokory, czystości oraz piękna. Moja feministyczna (choć nie w sposób oszalały) dusza buntowała się przeciwko takiemu pojmowaniu Miriam – nie mogąc znaleźć „swojego” fragmentu maryjności, na jakiś czas zwyczajnie odpuściłam temat.
Katofeminizm na pomoc
W końcu nadszedł jednak w moim życiu czas, kiedy zauważyłam, że zamykając się na maryjność, powoli dryfuję w stronę protestantyzmu – a przecież nie zamierzałam zostać konwertytką. Nie mogąc się jednak odnaleźć w pobożności kapliczkowej – choć jest ona dla mnie fascynująca i szczerze mnie wzrusza – postanowiłam „obwąchać się” z pojmowaniem Maryi, jakie proponują katolickie feministki. I to był strzał w duchową dziesiątkę. Rewolucję w moim życiu zapoczątkowało przeczytanie książki „Kościół kobiet” Zuzanny Radzik, dzięki któremu odkryłam obraz Maryi, jak sądzę, bliższy prawdzie – jako silnej kobiety, idącej na przekór patriarchalnym zasadom. Wypowiedzi Ewy Kiedio pomogły mi przyjąć, że to, że nie utożsamiam się z maryjnością mainstreamową, nie oznacza, że coś jest ze mną nie tak. Swoje „cegiełki” dołożyli też o. Adam Szustak oraz hipsterkatoliczka – Jola Szymańska. Nieco później zafascynował mnie temat ikon – teologiczna głębia szczegółów, jakie znajdziemy na tych „oknach ku wieczności”, po prostu rozkładała mnie na łopatki. Dotarło do mnie, że z Maryją na serio da się być blisko. I że z całą pewnością warto!
<Matka, która wszystko rozumie…
Jednak tym, co pozwoliło mi autentycznie i głęboko (jak sądzę) zbliżyć się do Maryi, nie były żadne mądre książki, rekolekcje czy artykuły na katolickich portalach. Ja Maryję odkryłam „dla siebie” dzięki własnemu doświadczeniu ciąży i macierzyństwa. Tak się złożyło, że doskonale wiedzieliśmy z Mężem, że nasza córka pojawi się na świecie w okresie Bożego Narodzenia. Adwent był dla nas zatem czasem „podwójnego oczekiwania” – czekaliśmy na narodziny Jezusa, a także na pojawienie się na świecie naszej pierworodnej. Perspektywa zostania matką uruchamiała zaś we mnie chyba wszystkie możliwe emocje – od euforii, po lęk i niepewność, jak ja to w ogóle ogarnę – w końcu w swoim życiu nigdy nie zajmowałam się niemowlęciem! Byliśmy też zwyczajnie ciekawi, jak nasza pociecha będzie wyglądała, jaki będzie miała temperament, co będzie lubiła robić… Z każdym dniem docierało do mnie, że ponad dwa tysiące lat temu pewna Dziewczyna z Nazaretu miała podobne rozterki. Przez wiele miesięcy zachodziła w głowę, jakie będzie Jej Dziecko, jak będzie przebiegał poród, no i oczywiście – jak Ona poradzi sobie z samym byciem matką, a do tego ogarnie… bycie Matką Boga?! Obecnie często nawiedza mnie myśl, że przecież Maryja przystawiała do piersi Alfę i Omegę, była świadkiem pierwszych kroków Początku i Końca, całowała na dobranoc Słowo Wcielone. To jest fascynujące, ale jednocześnie gdy podejmuję taką refleksję, to czuję, że mój ludzki mózg zwyczajnie wysiada, że to przekracza moje możliwości rozumienia rzeczywistości. Maryja jawi mi się jako postać do bólu autentyczna, ludzka, ale też niezwykle stabilna emocjonalnie i dojrzała – parafrazując wspomniany już prawosławny Akatyst, poznała Ona Niepoznawalne – i przy tym wszystkim pozostała Sobą.
Dla jasności – absolutnie nie chcę przez to powiedzieć, że brak posiadania dzieci jest przeszkodą w zbliżeniu się do Matki Boga (zawsze miałam alergię na tekst „będziesz mieć własne dzieci, to zrozumiesz”). Każdy z nas posiada inną wrażliwość i każdy kroczy własną drogą do Boga – wiem, że brzmi to bardzo górnolotnie, ale tak to właśnie działa.
Rzecz w tym, że maryjność każdy z nas musi oswoić – czasami przeoczamy, że pod warstwą maryjnych dogmatów (których, oczywiście, nie podważą), archaicznych modlitw oraz figurek „Maryjkowych”, ocierających się często o kicz, kryje się wspaniała, dzielna Osoba, której ziemskie życie było bardziej niezwykłe, niż losy bohaterów jakiegokolwiek beletrystycznego utworu czy filmu akcji.
PS O tym, dlaczego Maryję uważamy za Mamę idealną, pisaliśmy tutaj: https://katolwica.blog.deon.pl/2017/06/17/boski-parenting-czemu-maryja-jest-mama-idealna/
Chcemy uczyć się od Niej trudnej sztuki rodzicielstwa – i często prosimy Ją o to, by w tym aspekcie nas wspomagała. Efekty naszych starań poznamy jednak najwcześniej za kilkanaście lat.
Kokopa
1 list Jana
20 A wiemy, że Syn Boży przyszedł i dał nam rozum, abyśmy poznali prawdziwego Boga, i jesteśmy w tym prawdziwym, to jest w jego Synu, Jezusie Chrystusie. On jest prawdziwym Bogiem i życiem wiecznym. 21 Dzieci, wystrzegajcie się bożków. Amen.
Jan
Do @Kokopy. Owszem, bożków się wystrzegamy i dokładnie wiemy, że Maryja jest Bogarodzicą. Opowiedziała o zwiastowaniu przez archanioła Gabriela dobrej nowiny dla wszystkich ludzi, że w planach Bożych ma zostać matką Jezusa Mesjasza, Zbawiciela i Odkupiciela świata.Wyśpiewała hymn wdzięczności „Uwielbiaj duszo moja Pana…”
Bob Smitch
Jan Gdybys znal Slowo Boze osobiscie nie nazwalbys Marie matke Jezusa z Nazaretu Bogurodzica . To jest bluznierstwo
Bob Smitch
Jan Gdybys znal Slowo Boze osobiscie, nigdy nie nazwalbys Marii matki Jezusa z Nazaretu Bogurodzica. To jest bluznierstwo.