Wpis związany z dzisiejszym smutnym wydarzeniem zacznę, paradoksalnie, od wspomnienia wydarzenia bardzo radosnego – wesela bliskiej nam osoby. Kiedy szaleliśmy na parkiecie, w pewnym momencie orkiestra zapowiedziała kolejny kawałek, mówiąc, że będzie to piosenka o pewnych owadach – któż zgadnie, co teraz będzie grane? Wydarłam się wtedy „CYKADY!” i… nie pomyliłam się. Muzyka Kory była wszędzie – jej utwory były niezwykle „demokratyczne”: w zaciszu swych domów słuchali ich inteligenci i ludzie związani z wysoką kulturą, ale wiele przebojów można było usłyszeć także na weselach, wiejskich potańcówkach oraz komercyjnych rozgłośniach radiowych. Ja i Kacper wraz z grupą znajomych mieliśmy kiedyś przyjemność uczestniczyć w jej koncercie podczas Dni Sochaczewa – miasta, w którym mieszkaliśmy przez wiele lat. Bawiliśmy się, rzecz jasna, doskonale.
Dziś jednak Kora odeszła z tego świata. Pozostaną z nami jej utwory, cięte wypowiedzi z wielu wywiadów, których chętnie udzielała, a ze mną i Kacprem także kilka refleksji…
Chcielibyśmy umrzeć tak, jak Kora. Czy może być piękniejsza śmierć od tej, która przychodzi do człowieka w jego własnym łóżku, gdy jesteśmy otoczeni kochającą rodziną oraz ulubionymi zwierzakami…? Sądzimy, że nie. Mam nadzieję, że kiedy przyjdzie nam przechodzić do wieczności, stanie się to właśnie w takiej scenerii, nie na szpitalnym oddziale (jeśli nie będzie to konieczne) i nie w samotności. Kiedy modlimy się o dobrą śmierć, to oboje mamy na myśli właśnie takie odchodzenie.
Muzyka (i kultura w ogóle) może pomóc budować mosty między ludźmi. Muzykę Manaam znali nasi rodzice i dziadkowie. My też niejednokrotnie się przy niej bawiliśmy. Kiedy nasza Ala nieco podrośnie, z pewnością zapoznamy ją z hitami, przy których rodzice czule patrzyli sobie w oczy… o ile będzie chciała tego słuchać 😉 Sądzimy, że jest coś niezwykłego w tym, że przykładowo babcia i wnuczka lubią podczas jazdy samochodem słuchać tego samego utworu. I Kora takich „numerów” dostarczała”. Poza tym… kiedy na imprezie ktoś włącza przebój „Boskie Buenos” wszyscy, niezależnie od tego, na jaką partię głosował, po prostu ruszają na parkiet.
Nie jest żadnym wstydem ani nietaktem mówienie o swojej chorobie. Kora z nowotworem zmagała się przez wiele lat. Niektórzy dziennikarze byli „lekko” zdziwieni tym, że nie kryje swojej choroby, że mówi o niej w sposób otwarty. Warto pamiętać, że ludzie młodzi, piękni i zdrowi nie mają monopolu na zamieszkiwanie naszej planety. Choroba i starzenie się są trwale wbudowane w nasz świat (my wierzymy, że jest to skutek grzechu pierworodnego). Istnieje taki wymiar rzeczywistości, który rzadko zostaje uchwycony na instagramowych zdjęciach. I nie ma sensu udawać, że jest inaczej. Dodatkowo, uważamy, że warto wspomagać fundacje i osoby, które zajmują się walką z rakiem oraz promowaniem profilaktyki (na przykład USG jajników). Piosenkarka mówiła, że zdarzało się jej, że „ból zginał ją do ziemi”. Osób zmagających się z bólem onkologicznym jest na świecie wiele. Ale wspólnie możemy sprawić, że będzie ich mniej. Naszym sposobem na to jest wsparcie Fundacji Onkologicznej Alivia, w której działalność angażowała się sama Kora.
Kościół nie może milczeć w sprawach wykroczeń swojego „personelu”. Kora przed laty publicznie wyznała, że jako mała dziewczynka była molestowana przez księdza, a jej życie w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne wiązało się z doświadczaniem bardzo drastycznych metod wychowawczych. Być może to właśnie te doświadczenia sprawiły, że była ona nastawiona bardzo antyklerykalnie (choć ceniła papieża Franciszka). Musimy jako wspólnota mieć świadomość, że przemilczanie trudnych tematów, niewyciąganie konsekwencji ze zbrodni jest wielkim złem. I może odpychać od Kościoła bardziej, niż wszelkie „lewackie ideologie”. Oczywiście, pod tym względem w Kościele bardzo dużo zmieniło się na lepsze – papież stwierdził, że nigdy nie podpisze ułaskawienia pedofila, a dodatkowo powstała specjalna instrukcja postępowania w takich sytuacjach. Niekiedy jednak mówienie o „tych” sprawach głośno traktowane jest jako atak. Parafrazując słowa z piosenki Kory, możemy powiedzieć, że wciąż czekamy na wiatr, który rozgoni zasłony tabuizacji i traktowania wszelkich głosów krytycznych względem kościelnego personelu jako zdrady i miniapostazji.
Ola -Niewolnik Jezusa w Maryi
Dla mnie, moja wymarzona śmierć ,to wyłącznie po przyjęciu Sakramentów,nawet w skrajnej biedzie i cierpieniu,ale przede wszystkim po przyjęciu ostatniego namaszczenia i przyjęcia ciała Pana Jezusa.
Andrzej
Nie sądzę, żeby dobra śmierć to śmierć w ciepłym domowym łóżeczku.To zbyt – przepraszam – infantylne.
Co zaś do Kory, cóż – niech Pan Bóg Ją prowadzi. Nie miała łatwego życia. Ale bezwarunkowe poparcie aborcji na życzenie, wspieranie Palikota… No nie wiem, czy trudne dzieciństwo może usprawiedliwiać brak rozumu.