Przyznam, że w ogóle nie planowałam pisać tego tekstu.
Naiwnie sądziłam, że sprawa jest jasna – że nie muszę nikomu tłumaczyć się z tego, jaki sport uprawiam, że jednak jako społeczeństwo przyswoiliśmy tę prostą prawdę, że człowiek może grać w warcaby, może pływać kajakiem, a może też trenować przy drążku – bo wybór aktywności to bardzo indywidualna sprawa dla każdego sportowca-amatora.
Ale jednak parę dni temu spotkała mnie niespodzianka. Oto ktoś raczył wejść na mój prywatny profil, obejrzeć zdjęcia z treningów, a następnie wręczyć mi okazały bukiet obraźliwych słów. Nie chodzi o to, żebym się tym jakoś wybitnie tym przejmowała – w mojej pracy często biorę na siebie złość pacjentów, a z racji bycia młodą mamą (czyli osobą, która często wywołuje u bliźnich imperatyw pouczania) musiałam nauczyć się puszczać nic niewnoszące komentarze mimo uszu. Sposobów na życie jest przecież wiele i nie każdy musi aprobować ten, który wybrałam ja.
Absolutnie nie mam problemu z tym, że moja działalność internetowa (dla dodania sobie animuszu nazwę ją publicystyczną, bo co mi tam!), styl życia czy wreszcie uprawiany przeze mnie sport nie wszystkim się podobają. Jednak tym, na co się nie godzę, jest w pierwszej kolejności hejt, a w drugiej – zwykła ignorancja. Nie każdy musi być ekspertem w dziedzinie pole dance (czy jakiejkolwiek innej), ale jeśli się wygłasza kompletnie nieuzasadnione teorie na temat tej aktywności i osób, które się nią zajmują, to warto skonfrontować swoje przekonania ze stanem faktycznym. Postanowiłam zatem odnieść się do „zarzutów”, jakie dane mi było przeczytać w otrzymanej laurce od hejtera*.
TANIEC NA RURZE PROWOKUJE INNYCH DO GRZECHU.
Jeśli to, że tańczysz na rurze (a właściwie to przy drążku, bo rura to po angielsku „pipe”, ale zostawmy lingwistyczne zawiłości) miałoby stać się dla Ciebie przyczyną grzechu, to porzuć tę aktywność i nie oglądaj wyczynów tancerzy. Nowy Testament mówi przecież o tym, że lepiej uciąć sobie rękę, niż zgrzeszyć. Pamiętaj tylko o tym, że chodzi o Twoją rękę i Twój grzech, a nie ucinanie rąk tym osobom, które Cię do grzechu „prowokują”. Za swoje sumienie bierzesz odpowiedzialność Ty sam. Z drugiej jednak strony wiemy o tym, że istnieje coś takiego jak zgorszenie – nasze postępowanie nie powinno stawać się przyczyną, dla której inni zbaczają ze ścieżki prawości. Dlatego też nie „udzielam się” na rurce w klubach, w których błyszczy ultrafiolet i które są stworzone po to, by dać nieco hedonistycznej radości samotnym, zagubionym mężczyznom, lecz w zwykłej szkole pole dance, gdzie spotykają się pasjonaci. Efektami ciężkich treningów dzielę się na swoich prywatnych kontach w mediach społecznościowych nie po to, by promować rozwiązłość, lecz raczej (jeśli w ogóle można nazwać to promowaniem czegokolwiek) piękny i wymagający sport, jakim jest pole dance oraz aktywny stylu życia. Panowie oraz niektóre Panie upraszam, by przyjęły do wiadomości, że nie wszystko, co robią inni, jest ukierunkowane na uwodzenie mężczyzn. Takie myślenie wynika zwykle z pychy i egocentryzmu – a tych z pewnością nie można uważać za cnoty.
MOŻNA UBRAĆ SIĘ [NA TRENING] SKROMNIEJ.
Otóż nie, nie można. W przypadku pole dance niezwykle istotny jest kontakt ciała z drążkiem (czy tam rurką, niech już będzie). Nie da się trenować tego sportu w sukience za kolano czy chociażby dresie – odpowiednia przyczepność jest niezbędna do tego by być w stanie opuścić salę z zachowaną ciągłością kości i pełnym uzębieniem. Wielu pole dancerów (w tym ja) trenuje nie tylko taniec przy rurce, ale także na szarfach (aerial silks) lub kole cyrkowym (aerial hoop). I wtedy zwykle zakładamy legginsy i sportową koszulkę – ponieważ te sporty mają nieco inne wymagania, jeśli chodzi o przyczepność (zdjęcie, które dodałam do posta, pochodzi właśnie z jednego z treningów na kole). Poza tym, nigdy, ale to przenigdy nie wolno obarczać czyjegoś stroju, makijażu czy fryzury winą za nasze myśli i skłonności. Jest to relikt patriarchalnego myślenia, w którym to kobieta wodzi na pokuszenie niewinnego mężczyznę. Absurdalność takiego podejścia do sprawy widać w dwóch rzeczach: po pierwsze, kobiety również odczuwają pociąg seksualny – mężczyźni także nie powinni zatem „obnosić się” ze swoją atrakcyjnością – tak w ramach społecznej sprawiedliwości. A o to, by przystojni piłkarze czy bokserzy bardziej się zakrywali, jakoś strażnicy moralności nie apelują. Po drugie – nigdy nie wiadomo, co jest seksualnie atrakcyjne dla danej osoby. Istnieją przecież mężczyźni, których podniecają kobiety w długich spódnicach – jeśli więc któraś z kobiet wychodzi tak odziana z domu, to przecież nie czynimy jej winnej za lubieżne spojrzenia ze strony kieckofilów! Tak, wiem – ci, którym patronuje święty Oburz, mogą tutaj stwierdzić, że statystycznie więcej mężczyzn zareaguje podnieceniem na widok odsłoniętego brzucha, niż długiej spódnicy. Ale, jeśli już bawimy się statystyką, to uwaga: jednym z najbardziej popularnych męskich fetyszy jest podofilia (osiąganie satysfakcji podczas kontaktu ze stopami partnerki). Może zatem warto byłoby uruchomić Policję Obyczajową, która będzie wymierzała karę grzywny za sianie zgorszenia paniom, które wychodzą z domu w sandałach…?
ALBO TANIEC Z KLUBÓW GO GO, ALBO KATOLICYZM.
To będzie szok dla tych osób, które swoją wiedzę czerpią z memów lub od Cioci Wikipedii, ale muszę to napisać: pole dance nie pochodzi z klubów go go. Taniec przy drążku wywodzi się z Indii – tradycyjny indyjski „pole dance” nosi nazwę Mallakhamb. Co ciekawe, udział w tych akrobatycznych popisach tradycyjnie biorą tylko mężczyźni (i to dość skąpo ubrani!). Kobiety podobny taniec wykonują na linach. Później pole dance trafił do cyrku, a w końcu – do centrów fitness, w których trenują go nie tylko kobiety, ale także mężczyźni. W październiku ubiegłego roku Zgromadzenie Generalne Międzynarodowych Federacji Sportowych poinformowało o tym, że pole dance został oficjalnie uznany dyscypliną sportową. Obecnie w tej dyscyplinie odbywa się wiele zawodów krajowych czy światowych (jedne z najciekawszych to Pole Art). Występują w nich solo oraz w parach kobiety, mężczyźni oraz mieszane duety. W sporcie tym liczy się siła, elastyczność ciała, staranność wykonania poszczególnych figur, poziom ich trudności oraz wyraz artystyczny. Sportowy pole dance nie ma więc nic wspólnego z używaniem rury jako gadżetu erotycznego w klubach ze striptizem. Jest to po prostu dziedzina akrobatyki, gdzie wykorzystuje się pionowy drążek (poziomy w sporcie jest obecny od dawna i nie budzi to tak silnych emocji). Jeśli więc ktoś w pięknych układach najlepszych na świecie pole dancerów widzi tylko seksualną prowokację, a nie piękno ludzkiego ciała w ujęciu humanistycznym, to chyba ma poważne problemy ze swoją popędliwością. Nigdy jednak problemów tych nie powinien „leczyć”, obrażając pasję innych. A tak w ogóle – nawet fakt wykonywania tańca erotycznego, choć jest grzechem, nie wyklucza nikogo z Kościoła.
TAKICH KOBIET NIKT NORMALNY NIE ZECHCE.
Hmmm… to słowa wymierzone raczej w Kacpra (oraz wszystkich chłopaków, narzeczonych oraz mężów kobiet trenujących pole dance). Otóż, szanowni hejterzy, pole dancerki, tak samo jak pływaczki, lekkoatletki czy kolekcjonerki kapsli Metal Tazo, często mają partnerów. Faceci trenujący pole dance również często mają swoje drugie połówki. Co więcej, w związkach opartych na miłości (ale miłości do tej drugiej osoby, a nie narcystycznym uwielbieniu samego siebie) ci partnerzy wspierają swoich ukochanych w rozwijaniu ich pasji. Faceci moich trenujących koleżanek zwyczajnie cieszą się, że ich wybranki robią coś dla siebie i swojego samopoczucia. U nas też tak to właśnie działa. Sam Kacper kilka razy wziął udział w treningu przy rurce – raz w ramach walentynkowych warsztatów dla par, kiedy indziej podczas zajęć dla rodzin. I mimo tych doświadczeń, nie przestaliśmy „chcieć” siebie nawzajem. Podobną argumentacją posługiwali się niektórzy mężczyźni, gdy kobiety walczyły o prawa wyborcze – twierdzili, że przecież kobiet zainteresowanych polityką nikt nie będzie chciał poślubić, że będą one nietrakcyjne. Wniosek jest jeden: nie warto projektować swoich lęków i oczekiwań względem kobiet (mężczyzn zresztą też) na inne osoby.
PRZECIEŻ MOŻESZ ROBIĆ COŚ INNEGO – JEST SIŁOWNIA I INNE RZECZY.
Jasne, że mogę. Lewandowski może przecież rzucić piłkę nożną i spróbować swoich sił w łyżwiarstwie. Agnieszka Radwańska też ma prawo schować rakietę do szafy i skupić się na grze w szachy (zwłaszcza, że strój tenisistek też nie przypomina szczelnie zakrywającego ciało namiotu). Tym bardziej ja, amatorka rurki, w każdej chwili mogę porzucić „karierę” pole dancerki i zająć się hodowlą jedwabników. Rzecz w tym, że nie chcę. Bo naprawdę kocham ten sport (o tym, dlaczego tak jest, pisałam tutaj: https://katolwica.blog.deon.pl/2017/04/29/za-co-kocham-taniec-na-rurze/)
Dobrze by jednak było, gdyby każdy spośród rurkowych hejterów pamiętał, że on sam również może znaleźć sobie inne zajęcie.
*w sumie to było ich kilku.
Blog „katolickiej” feministki? No ładnie, ładnie…
A pewnie, że ładnie – ostatni papieże doceniali feminizm. Jak się kimś inspirować, to tylko najlepszymi!
Jak twoim autorytetem bedzie papierz to trafisz do piekla
Aż kipie z tego artykułu jak i z wielu innych na tym blogu egoizmem i narcyzmem. W kółko powtarzane „JA” i „Co mi się należy”.
A co chcesz znaleźć na blogu? To nie jest gazeta ogólnopolska tylko blog osobisty.
Nie tylko egoizm narcyzm ale rowniez malpia zlosliwosc i lewacka przewrotnosc . Zreszta ta „gwiazda” niekryje ze jest zlewaczala . Zreszta jak caly przeklety przez Boga katolicyzm
Czy mogę spytać czy ćwiczyłaś pole dance w ciąży? Chyba widziałam że pisałaś kiedyś że szybko wróciłaś po porodzie do ćwiczeń, ale czy na okres ciąży je odkładałaś?
Pytam bo widziałam kilka pań ćwiczących w ciąży, zaawansowanej lub nie, i zastanawiam się czy gdy ja kiedyś będę w ciąży, czy rzeczywiście będę musiała odstawić treningi ze względów bezpieczeństwa, czy też nie…
Nie, w ciąży nie ćwiczyłam pole dance – jest to naprawdę niebezpieczne, zarówno dla dziecka, jak i dla ciężarnej 🙁
Natomiast po porodzie wróciłam już po 6 tygodniach – oczywiście za zgodą lekarza. Co ważne, nie zapomniałam, jak wykonuje się figury (pamięć mięśniowa to fantastyczna sprawa <3), tylko musiałam nadrobić kondycję. Więc spokojnie, ciąża nie przekreśla niczego! 😀
Dziękuję bardzo, właśnie obawiałam się że po roku ręce mi odpadną:D:D.
A nawiasem mówiąc ja ćwiczę też exoticową wersję pole dance, więc jakbym miała sobie zaprzątać głowę tym co kto uważa na ten temat to chyba bym się rozchorowała:D.
WOW, szanunę exotic <3 byłam raz i nie było łatwo - ale na pewno jeszcze zawitam na exoticowe zajęcia, bo są fajnym uzupełnieniem "zwykłego" pole dance 🙂
Świetnie napisane 😀
Przecież to sport.
Jak tylko znajdę czas to sama się zapiszę, bo mnie to fascynuje.
Denerwuje mnie ta powierzchowność u coniektórych. Np. opinia o kobiecie w mini – że dziwka, a czasami ma lepiej w głowie niż te zakryte od stóp do głów. Nie oceniamy innych po wyglądzie!
Podoba mi się ten artykuł. Jak coś jest dobre to trzeba z tego korzystać, a jak niejasne to trzeba zbadać, zamiast widzieć wszędzie nieuzasadnione zło 😉 Katolik ma prawo podchodzić do granicy, żeby się jej przyjrzeć, a gdy uzna, że to jest z wszech miar w porządku, śmiało ją przekroczyć, nawet jeżeli się to nie podoba innym.
Fajnie poruszony temat kobiety-prowokatorki. Zgadzam się, że każdy sam odpowiada za własne myśli i skłonności, chociaż to prawda, że można prowokować w zły sposób. Ale sądzę, że nie obejmuje to pole dance!
Popieram autorkę tekstu w jej hobby, ciekawy język wypowiedzi. Chyba się wciągam w czytanie Pani wpisów 🙂
Dziękuję 🙂
Pewnie, że można prowokować innych i to na wiele sposobów – ale w szkołach pole dance, tak samo jak we wszystkich studiach tańca i fitness, ludzie skupiają się na nauce nowych trików, a nie rozkminiają, jakby tu uwieść sąsiada 🙂
Proszę się rozgościć i czuć jak i siebie! 🙂
Bardzo dziękuję za artykuł, bo są niestety środowiska i to kobiece w Kościele, które nie trenują nawet codziennego spaceru, ale wyobraźnia działa i wszędzie szukają zagrożeń – wczoraj się dowiedziałam , że pole dance to zagrożenie duchowe… Ręce opadają. Także zdrowy rozsądek wszędzie potrzebny.